czwartek, 30 grudnia 2010

somewhere.....

Somewhere over the rainbow
Way up high,
There's a land that I heard of
Once in a lullaby.


Somewhere over the rainbow
Skies are blue,
And the dreams that you dare to dream
Really do come true.


Someday I'll wish upon a star
And wake up where the clouds are far
Behind me.
Where troubles melt like lemon drops
Away above the chimney tops
That's where you'll find me.


Somewhere over the rainbow
Bluebirds fly.
Birds fly over the rainbow.
Why then, oh why can't I?


If happy little bluebirds fly
Beyond the rainbow
Why, oh why can't I?

środa, 29 grudnia 2010

optymistyczna końcówka roku - wiwat odwaga

dla porządku i żeby było jasne: to piszę ja, a nie to paskudne przemądrzałe moje drugie ja...niektórzy nawet znają jej imię. ale łatwiej nam żyć razem niż mnie samej.
tym razem jednak mogę ja. i ja wyjątkowo optymistycznie. wczoraj mi się udało przezwyciężyć samą siebie i zadać trudne pytanie, odpowiedzi na które obawiałam się, żeby nie zakopać się w dół do australii. ale okazało się, że odpowiedź była taka, jaka miałam nadzieję, że będzie, chociaż nie śmiałam o niej marzyć.
i teraz wiem już, że mogę....potrafię. i że wiele z tego zależy ode mnie. że czasem warto zapytać,  żeby wiedzieć. bo nasze lęki i to, co nas gryzie, może okazać się mocno wyimaginowane. i to muszę zapisać, żeby od czasu do czasu sobie przeczytać i pamiętać....
aaa....macie jeszcze słoneczniki NIE van gogha :) no co? powoli ćwiczę to się i mogę pochwalić

piątek, 24 grudnia 2010

życzę ci...

...przede wszystkim trochę mniej cynizmu
...poza tym trochę więcej sympatii do samej siebie
...wiary w świat, ludzi i ...w samą siebie....
skoro wszyscy wszystkim  ślą życzenia, to i ja tobie mogę takie wysłać

czwartek, 23 grudnia 2010

panie boże, co ty myślisz......

ktoś mi własnie powiedział, że 7-miesięczne dziecko cierpi na raka nadnerczy. i chemia nic nie daje.
Boże, powiedz mi proszę, jaki masz cel w dręczeniu ludzi. powiedz, czemu nie dajesz nam żyć w spokoju a ciągle wymagasz jakichś dziwnych ofiar i poświęceń? zacząłeś ponoć od własnego syna....i ciągle słyszę, że znów ktoś cierpi....bawi cię to? a może to jakaś wyższa idea dla nas niezrozumiała. ale nie oczekuj, że będziemy cię po takich akcjach kochać. o tym zapomnij.

wtorek, 21 grudnia 2010

i co....

...zrobić? udawać, że pancerzyk rośnie i nic nie mówić? starać się jak zwykle samej przezwyciężyć problem? a może porozmawiać? może dowiedzieć się o co tak naprawdę w tym chodzi?  chociaż odpowiedź może być całkowicie sprzeczna z twoimi oczekiwaniami. może się okazać, że wbije cię w ziemię i nie dasz rady się już z tego wygrzebać. ale może się też okazać, że tak naprawdę wyobrażasz sobie pewne rzeczy, które nie istnieją, którymi się niepotrzebnie martwisz...jedno z dwojga. i co zrobić? narazić się dziwnym pytaniem na zranienie, czy zostawić sprawę w spokoju? hmmm.....trudna decyzja

sobota, 18 grudnia 2010

bez tytułu

pancerzyk czuje się świetnie, powolutku narasta...ale nijak nie da się zabić tego uczucia żalu i samotności po Kimś, kogo kochasz....:(

środa, 8 grudnia 2010

secret mission i pancerzyk

to już koniec. wystarczy ci tej ciągłej walki o wszystko. wystarczy przeżywania wszystkiego, co się dzieje w twoim życiu. wszystkiego, czego doświadczasz od świata i innych ludzi. znalazłaś remedium na ten problem. już nikt ani nic cię nie zrani. już więcej na to nie pozwolisz. przecież skoro masz żyć, a tak ktoś postanowił, to będziesz żyć tak, żeby już więcej nie cierpieć. nie pozwolisz na to, żeby inni cię zniszczyli. wyhodujesz sobie solidny pancerz, przez który nikomu już nie uda się przebić. i żadne złe wydarzenia, słowa ani czyny również się przez niego nie przebiją. dzięki temu będziesz szczęśliwsza i zdecydowanie spokojniejsza. a życie stanie się przyjemniejsze. bycie kimś takim, jak byłaś do tej pory, jest zdecydowanie zbytnim utrudnieniem. wszelkie romantyczne porywy i przejawy wrażliwości wyglądają ładnie na kartach harlequina. tylko i wyłącznie. to już nie ty. od dziś jesteś kimś innym. następnym krokiem będzie wykucie miecza i zniszczenie tych, którzy zniszczyli delikatną ciebie

wtorek, 7 grudnia 2010

list do ...

kochany mój przyjacielu,
dostałeś ode mnie już kilka listów, często też rozmawiamy i znasz moje myśli, pragnienia, marzenia, a także troski, obawy i lęki....i to chyba jest błąd. właśnie się nauczyłam, że nawet bliskie osoby nie powinny nic o mnie wiedzieć. tego listu z pewnością nie dostaniesz. piszę go, żeby pozbyć się z serca i rozumu nadmiaru emocji. nie dowiesz się o niczym. ale znów sprawiłeś, że jestem niczym. dowiedziałam się też czegoś o tobie. nie można być dobrym, bo dla ciebie istotni są ci, o których względy musisz zabiegać. a ci, którym na tobie zależy, są nieważni i zawsze na ostatnim miejscu.
wiadomość, którą mi kolejny raz przesłałeś, została zrozumiana. mam nadzieję, że więcej nie popełnię błędów, które już popełniłam.
pozdrawiam cię.....

poniedziałek, 6 grudnia 2010

zmęczona zniechęcona i kurewsko samotna

mikołajki....człowiek staje się dorosłym i tak mnóstwo rzeczy traci smak. kiedyś tak bardzo się czekalo na takie dni, a dziś nawet o tobie nie pamiętali. nie jesteś dla nikogo nikim (tak, wiem, po polsku to nie jest, ale co mnie to obchodzi?). tak naprawdę dorosłaś, więc nie traktują cię jak dziecko, nikt już nie widzi w tobie żony, nikt nigdy nie miał szansy zobaczyć w tobie matki....jesteś nikim, niczym....chyba trzeba resztę życia spędzać na chodzeniu do pracy, wracaniu i czytaniu książek i oglądaniu telewizji....bo po co robić coś innego? komu możesz  coś udowodnić? sobie? nie warto. poza tym,  i tak nic nie udowodnisz, bo oszukujesz sama siebie.....ni pies ni wydra....

czwartek, 2 grudnia 2010

czyja to decyzja?

przez 6 lat zmagała się z chorobą. tak napisali na jednej ze stron internetowych o gabrysi kownackiej. jak to działa? kto tak naprawdę decyduje? ty zachorowałaś w tym samym momencie. i ty przeżyłaś, wyzdrowiałaś. a ona przedwczoraj zmarła...to jakieś takie nierealne. to już druga osoba, która zaczęła swoją walkę ze skurwysynem rakiem w tym samym momencie, co ty. i ty żyjesz i jesteś zdrowa. czy to zależy od tego, że On za ciebie umarł? nie możesz tego zrozumieć? to chyba nie podlega normalnym prawom, jest niemożliwe do zrozumienia. czy za nie nikt nie zaofiarował swojego życia? i jak to działa? przecież ty jesteś nic nie warta, co udowadnia ci każdy kolejny dzień, a jednak nadal jesteś i trwasz....czy kiedyś to zrozumiesz?

wtorek, 30 listopada 2010

i już

znalazłaś wreszcie swoje miejsce. zero, nic, gówno od czarnej roboty. i tylko tyle. zgaś i zduś ambicje, bo nie jesteś nic warta

czwartek, 25 listopada 2010

merry fucking xmas

chciałam powiedzieć, że sezon katowania kolęd i świąt uważam za otwarty. już dwie próby spędzone na "przed stajenką śnieg się skrzy.." i innych takich. błeeee...ale cudem wielkim nie było jeszcze "white christmas"...to już jest coś....
arkadia, zresztą całe centrum miasta, upierdolone jak garnek, wszędzie wiszą lampki, choineczki, świeci się i błyska, w sklepach "jingle bells"....ludzie z obłędem w oczach zaczynają szaleć po sklepach, pani w tramwaju wiezie kobylastą kuchenkę dziecinną o rozmiarach małego pokoju jako prezent dla jakiejś potencjalnej kury domowej....a jakby tak książkę? coś w ten destyk? nie nie?
w ramach desperacji, żeby nie spędzić kolejnych świąt nienawidząc ich, kupiłaś sobie wcześniej prezent :) o!

poniedziałek, 22 listopada 2010

czwartek, 18 listopada 2010

thank you ilse delange....

I'm making flowers out of paper
While darkness takes the afternoon
I know that they won't last forever
But real ones fade away to soon

I still cry sometimes when I remember you
I still cry sometimes when I hear your name
I said goodbye and I know you're alright now
But when the leaves start falling down I still cry

It's just that I recall September
It's just that I still hear your song
It's just I can't seem to remember
Forever more those days are gone

czwartek, 11 listopada 2010

herr faust...where the fuck have you found that devil of yours?!

-czy gdyby pojawił się faustowski diabeł i zechciał kupić twoją duszę za to, że wreszcie pozbędziesz się samotności, złości, nienawiści....za to, że wreszcie spełnią się twoje marzenia, twoje plany i chęci....czy podpisałabyś z nim cyrograf?
- tak, bez wahania...
- ale on za to chciałby twojej duszy...
- no to co? ja już nie mam duszy...zostawiła mi pustkę, więc jaka to różnica
- ale on by coś napewno za to chciał...przecież wiesz, że tak za darmo nic nie ma...więc
- co więc? nie mam duszy...poszła sobie...co może chcieć....a może się ulituje...herr faust, gdzie ten twój diabeł? dawaj go tu

czwartek, 28 października 2010

a może by tak....

siadłabyś wreszcie na tyłku i skończyła pisać to, co zaczęłaś te parę lat temu. albo napisała coś nowego, innego, skoro na tamto natchnienie ci się skończyło, bo tamto okazało się tak nieistotne. chcesz, wiesz, co chcesz, masz 1000 pomysłów na minutę, skorzystaj może wreszcie z tego. uwierz przyjaciołom, którzy mówili, że to jest świetne i zrób coś z tym...

środa, 27 października 2010

modlitwa

Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże.

Wszak Tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa.
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj.

Co postanowisz, niech się ziści.
Niechaj się wola Twoja stanie,
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy, Panie.

wtorek, 26 października 2010

ble

są takie chwile, takie dni, kiedy coś człowieka gryzie...siedzi w nim i narzeka, że mu niewygodnie. nie jest to spowodowane żadnym wydarzeniem, które by miało miejsce, co gorsza, nie jest w żadnym stopniu sprecyzowane....taki paskudny niepokój, złość, rozdrażnienie i niechęć. i to wszystko tak chodzi po tobie i nie da się w żaden sposób tego pozbyć. niechęć w krótkim czasie, z kierunku niesprecyzowanego, przechodzi w kierunek ku samej sobie i wtedy już jest bardzo niefajnie i niemiło. i nawet nie można się czepić czegoś konkretnego, bo tak naprawdę takiego konkretu nie ma, tylko nieprecyzowane, niemiłe wrażenie....fuj

poniedziałek, 18 października 2010

romeo i julia

źle! źle! źle! nie tak! fałszywie! nie słucha się takich rzeczy przyjemnie...
ale wszystko jest fałszem, życie jest fałszem, szczęście jest fałszem....miłość jest prawdziwa, ale cena, jaką każą za to płacić jest takie wielka, że wskazanym jest, żeby była fałszem. chociaż, jak tak dobrze pomyśleć, to nie oddałabyś tego, co miałaś, te lata były tak piękne, to uczucie tak szczere i olbrzymie, że lepiej było to przeżyć i teraz cierpieć, niż nigdy tego nie doświadczyć.
ale drugi raz już nie daj się wrąbać w miłość. aha, jeszcze śmierć nie jest fałszem...ciekawe, że miłość i śmierć chodzą w parze....czy nie ma czegoś takiego, jak miłość kończąca się szczęśliwie?

poniedziałek, 11 października 2010

myślenie

podobno myślenie ma kolosalną przyszłość. ale jak zaczynasz myśleć, to prawie jak pankracy...przychodzą ci do głowy różne, może nie psie, ale głupie myśli. najsensowniej by było, gdybyś działała bez udziału rozumu, ciągłe przemyślenia powodują, że coraz mniej wierzysz w to, że cokolwiek ma sens. może by tak kierować się tylko i wyłącznie tym, co los zadecyduje....tylko, że znając los, on raczej nie działa na twoją korzyść....
ale i tak fajnie się siedziało w cieple i słuchało szumu morza....na następny raz trzeba znowu trochę poczekać...a szkoda....

wtorek, 5 października 2010

break on through

You know the day destroys the night
Night divides the day
Tried to run
Tried to hide
Break on through to the other side
Break on through to the other side
Break on through to the other side, yeah
We chased our pleasures here
Dug our treasures there
But can you still recall
The time we cried
Break on through to the other side
Break on through to the other side

poniedziałek, 4 października 2010

co to znaczy?

co znaczy, że ktoś zmarnował, przefrajerzył, swoje życie? często tak się mówi...czy znaczy to, że ten ktoś czuje się jak zero, jak nic nie warta szmata, która niczego nie wie, nie umie. która za cokolwiek się bierze, widzi jak to wszystko przesypuje się przez palce, jak piasek. i znika w nicości....i tak, jakby nie było nic wcześnie poza czarną dziurą smutku, płaczu i nienawiści do samego siebie...
czy zmarnowanie życia oznacza, że człowiek nie znosi swojego widoku, swoich działań? że jednocześnie chce coś zrobić, ale wie, że nie warto, bo i tak nic z tego nie będzie....że nie widzi sensu tego, co by chciał....że jednocześnie tak bardzo pragnął żyć walcząc ze śmiertelną chorobą, a jednocześnie tak bardzo własnego życia nienawidzi, że chce sam sobie wymierzyć karę...nie ma odwagi umrzeć i chce żyć, ale jednocześnie nie uznaje tego życia, za warte tego, co się zdarzyło....
czy zmarnowanie życia oznacza brak poczucia sensu z jednoczesną wiedzą, że przynosi się innym pecha, a samemu się do niczego nie nadaje...że nawet taki człowiek nie potrafi zrobić nic, żeby się podnieść z ziemi...
psychiatra........

sobota, 2 października 2010

nowe nowe - lepsze?

"a może chcesz w ten weekend iść z nami do kościoła środowisk twórczych?"

eeeeeeeeeeeee....nie
jak to jest, jak byłaś mała, to chodzenie do kościoła było rzeczą naturalną. wiadomo, przychodziła niedziela, to normą było, że się szło, słuchało albo i nie i wracało do domu. był to naturalny element tygodnia. podobnie jak i lekcje religii, które odbywały się w salce katechetycznej w kościele.
a potem przyszły czasy wolności dla kościoła, religia zamieszkała w szkole, księdza zyskali władzę i przekonanie, że są najważniejsi w życiu ludzi i mają prawo, a wręcz obowiązek wpływać na nasze myślenie....i w tym momencie zakończyła się twoja przygoda z tą instytucją. ktoś, kto nigdy nie miał rodziny, nie ma prawa się na ten temat wypowiadać, nie ma prawa rządzić twoim życiem. może prezentować ci pismo święte, ale nie ma prawa zmuszać cię do jego interpretacji takiej, jaką widzą oni. może za dużo kościoła pojawiło się w życiu ludzkim a za mało Boga. może dlatego całe pokolenie obecnych 20-30 latków podchodzi do tej instytucji bardzo sceptycznie. może dlatego kościół oglądasz z bliska tylko wtedy, kiedy masz tam koncert. i magia tego miejsca już nie istnieje. a były czasy, kiedy tylko tam człowiek cierpiący mógł się schronić i szukać pocieszenia.....szkoda.....

poniedziałek, 27 września 2010

nie

nie nie nie nie nie....
nie da się, niemożliwe. życie odebrało ci tyle rzeczy, że nie pozwolisz nikomu odebrać sobie tej ostatniej, która ci została.
nie, absolutnie nie....

czwartek, 23 września 2010

kolejna petycja

kochani roznosiciele ulotek, 
bardzo was proszę, przestańcie pakować mi do skrzynki kupę makulatury, bo to i tak idzie do kosza przed przeczytaniem, od razu po wyjęciu ze skrzynki. na szczęście, ktoś mądry wpadł na pomysł postawienia kosza zaraz przy skrzynkach. ja nie wiem, jak to się dzieje, ale wychodząc z domu, opróżniam skrzynkę z waszych śmieci, wracając zaglądam i ...cóż za niespodzianka, kolejny zestaw makulatury. który oczywiście znajduje swój dom tam, gdzie starsi bracia.... ja nie wiem, magia? jak to się dzieje? może ustalcie, że od razu będziecie to wyrzucać do śmieci. na ulicy mogę przynajmniej grzecznie podziękować i nie brać tego śmiecia, zamiast brać i wrzucać do pierwszego kosza. we własnym domu, nie mam tego komfortu. ktoś kiedyś wpadł na świetny pomysł powieszenia skrzynek na ulotki. pomysł był super, tylko niestety nie wykorzystany. gdybyście tam wkładali ulotki, jest szansa, że poszukując kursu języka swahili (czy jakkolwiek się go nie pisze) zajrzę w waszą ulotkę. ewentualnie pragnąc zmienić okna na jeszcze lepsze....
i kto z przemiłych sąsiadów, na litość boską, otwiera drzwi z domofonem???????

wtorek, 21 września 2010

przyjaciel bije najmocniej

kiedy istniejesz w świecie rzeczywistym, starasz się zachować jak najwięcej z tego, o czym marzysz....starasz się zachować pewne pozory normalności i jednocześnie nie zatracić się całkowicie. przecież nadzieja nie tylko matką głupich jest, ale dzięki niej ludzie funkcjonują. gdyby nie ona, jak byłby sens życia, po co walczyć, jeśli człowiek wie, że to nie ma sensu. kiedy obcy cię lekceważą, zlewasz to ciepłym moczem. jednak kiedy usłyszysz od przyjaciela, że coś, na czym ci bardzo zależy, co jest dla ciebie najważniejsze na świecie, nie ma szans powodzenia, czujesz jakby cię uderzono. to właśnie to, że przyjaciel wcale nie złej woli, ale odebrał ci wiarę w siebie, jest najbardziej bolesne. i nawet jego uśmiech, bo nie wie, co zrobił mówiąc 8 krótkich słów, i twój uśmiech, bo przecież nie możesz pokazać, jak bardzo zabolało, nie zatrą tego, co poczułaś....

poniedziałek, 20 września 2010

bach....rzeczywistość

rzeczywistość, świat prawdziwy, to co istnieje naprawdę nie jest nigdy fajne. fajne są marzenia, fajne jest oczekiwanie na ich realizację. fajna jest wyobraźnia. rzeczywistość jako taka zawsze zrzuca człowiekowi cegłę na głowę, albo okazuje się, że człowiek potyka się o rzeczywistość i obija sobie tyłek i zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością.
świat wyobraźni jest dobry. świat rzeczywisty taki nie jest. szkoda, że nie można istnieć tylko w krainie wyobraźni...

poniedziałek, 6 września 2010

nadal gemini

ciągle jest was dwie. jedna z was tęskni i nie potrafi zyć. każda rzecz, którą robi jest w jakiś sposób czcią Jego pamięci, jest chęcią pokazania, ze sobie radzisz.
a ta druga udaje, że żyje. znalazła sobie metodę na życie. zakupy, samorealizacja...ale tak naprawdę to jedno wielkie oszustwo. druga z was, ta, która pisze, czyli ja, stwarza pozory życia...stara się, jak może, a i tak w efekcie wygrywasz ty, pokazując, że nic nie jest warte tego, żeby uznać, że życie istnieje.... bez sensu

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

anoreksja jest fajniejsza....

po prostu przestaje się jeść. i jest człowiek chudy. w przypadku bulimii ma przerąbane. nie dość, że jest gruby, to jeszcze doprowadza się do wymiotów, czyli czegoś o bardzo wątpliwej przyjemności, niszczącego szkliwo zębów. czyli co? tak samo szkodliwe, lub nawet bardziej,a  wymiernych efektów nie ma. oba zaburzenia są przejawem nienawiści do samego siebie. są czymś namacalnym, za coś można się nienawidzić....a może można nienawidzić się nie za coś konkretnego, tylko po prostu dlatego, że się jest....że się jest takim, jak jest. nieudacznikiem, który jest nic nie wart.....hmmm......to tak w ramach przemyśleń....jesień skłania do paskudnego nastroju

czwartek, 26 sierpnia 2010

jesiennie już

niby jest jeszcze sierpień, jest jeszcze ciepło, słonecznie, ale twój organizm woła już: za chwilę będzie zimno, ciemno i ponuro. twój głupi rozum (bądź to, co masz  w miejscu rozumu) woła wielkim głosem: nie chcę. i już wkurza cię świat, życie i rzeczywistość. znowu popadasz w stany depresyjne i maniacko szukasz czegoś, co cię szybko z tamtej czarnej dziury wyciągnie...a chwilowo nie ma nic. nawet wycieczka do kina na durną komedię romantyczną, która w założeniu miała cię rozbawić, tylko cię zezłościła swoją naiwnością i głupotą właściwą wszelkim komediom romantycznym. ale w sumie czego oczekiwałaś....żeby tylko pozbyć się tego uczucia beznadziejności i niechęci. tej bezwartościowości samej siebie....

sobota, 21 sierpnia 2010

jodi picoult "dziewiętnaście minut"

"jeżeli się oddaje komuś serce i ten ktoś umiera, czy zabiera ofiarowane serce ze sobą? czy potem do końca życia chodzi się z wielką dziurą w środku, której już nic nigdy nie zdoła zapełnić?"
tak, niestety tak. nieważne, ile pozorów starasz się zachować, jak bardzo starasz się uśmiechać, ta dziura istnieje i nic i nikt jej nie zapełni.....

niedziela, 15 sierpnia 2010

witamy w polska

-dzień dobry pani...chciałabym dowiedzieć się o której jest pks do warszawy i ile kosztuje?
-nie może pani kupić biletu z wrocławia do warszawy...
-eeeee (mina doskonale debilna)???? bo???
-nie można kupować w kasie biletów
-wie pani, bo w internecie też nie mogłam
-bo nie można....jutro może pani u kierowcy kupić...
-a jak u kierowcy nie będzie?
-to pani nie pojedzie.....

hmmmm....wrocław - warszawa, czyli dwa duże miasta i połączenie między nimi....jeden autobus pks na cały dzień i bilet możesz kupić tylko u kierowcy....albo nie pojedziesz.....
witamy w wariatkowie.....nie skomentowałaś afery w sprawie krzyża w warszawie, dziś się też powstrzymałaś od komentarza na temat drugiego krzyża...ale to? atak śmiechu...byłoby śmieszne, gdyby nie było żałosne.....

czwartek, 29 lipca 2010

suicide is painless......

Suicide is painless

Through early morning fog I see 
The visions of the things to be 
The pains that are with held from me 
I realise and I can see 

Suicide is painless 
It brings so many changes 
But I can take or live it if I please 

The game of life is hard to play 
I\'m gonna loose it anyway 
But losing cards are some days late 
So this is what I have to say 

This time of year will pierce our skin 
It doesn\'t hurt when it begins 
But as it works its way on it 
The pain grows stronger watch it grin 

A brave man once requested me 
To answer questions that I keep 
"Is it to be or not to be" 
And I reply "Oh why ask me ?" 

And you can do the same thing if you please 

środa, 21 lipca 2010

czasy się zmieniły


kiedy byłaś mała, to w wakacje, kiedy świeciło słońce i była pogoda, rodzice zabierali cię na basen. nie trzeba było palić się w słońcu. zawsze to mogła być namiastka wakacji. no, chyba, że wyjeżdżaliście gdzieś na wakacje...ale nie ten temat mamy. mamy właśnie chwilę, kiedy rodzice z dziećmi nie mogą wyjechać, nie mają czasu, bo pracują, nie ma kasy, żeby zapłacić za wyjazd dla trzech, lub więcej osób. teraz też tak jest, może nawet częściej. ale i metody spędzania wolnego czasu się zmieniły. teraz rodzice idą z dziećmi do centrum handlowego, bachorki rozbieraja się do gatek, niektóre, o zgrozo!, mają na sobie nawet kostiumy kąpielowe i ....hajda dzieci pod fontannę w centrum miasta w wielkim centrum handlowym....kochani rodzice, czy te zakupy są takie ważne? a może basen za daleko? współczujemy wam dzieciaczki...

poniedziałek, 19 lipca 2010

z coelho tym razem

"uświadomiła sobie, że istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. najczęściej po prostu uważają je za nierealne. a czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli.
ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszsytko pozostało takie, jak dawniej" ....
to tak w ramach przemyśleń

poniedziałek, 12 lipca 2010

powracający koszmar...

po raz kolejny wrócił ten sam sen - ten sam koszmar...nie lubisz, jak znowu ci się śni. jesteś sama, szukasz Go, bo zniknął, wyłączył telefon, nie odbiera, a ty panikujesz....chciałabyś, żeby wreszcie odebrał, żeby móc z Nim znowu być, porozmawiać, po prostu ponownie być razem...i nie możesz się z Nim skontaktować....przeraża cię to.... nie wiesz, co masz zrobić. za każdym snem jest ci coraz gorzej.
zmieniają się warunki, okoliczności i osoby towarzyszące, ale rdzeń zostaje, nie możesz się z Nim spotkać. bardzo tego chcesz, ale tak jak w rzeczywistości, nie masz takiej możliwości. i to jest to samo co w realu, okropne i niezmienne....
czasem się różne rzeczy zmieniają, dziś w nocy próbowałaś się zabić, niezbyt skutecznie, ale jednak...
nie chcesz tego snu....już nigdy więcej
ale od czego to zależy? czy wtedy, kiedy więcej o Nim myślisz, kiedy bardziej za Nim tęsknisz? czy, kiedy pojawiają się rzeczy, które ci Go przypominają? niezrozumiałe są sny i ich pochodzenie....takich już nie chcesz. może wreszcie przyjdzie dzień, kiedy ten wstrętny sen sie nie powtórzy

niedziela, 11 lipca 2010

cisza

siedzisz na werandzie domku znajomych nad jeziorem....minęła właśnie północ  a ty wyszłaś z wody po szóstej dziś kąpieli...a może to pierwsza kąpiel dnia następnego...nie wiesz, ale tak naprawdę to nieistotne, nieważne, nie ma najmniejszego znaczenia w chwili obecnej. siedzisz sobie po prostu na ławeczce, wpatrujesz się w żaglówę przycumowaną do brzegu 10 metrów od ciebie, patrzysz w gwiazdy wypatrując gwiazdozbiorów, widzisz kasjopeję, wielki wóz, za cholerę nie możesz znaleźć oriona...ale znowu nie ma to dla ciebie najmniejszego znaczenia....wokół ciebie cisza, tylko uperdliwe owady latają blisko głowy...
kojarzy ci się to wszystko z  czasami, kiedy byłaś kim innym, kiedy poznałaś Jego, razem spędzaliście noce na obozach, wychodziliście patrzeć na gwiazdy i kąpać się razem w "świetle księżyca" ("to można się kąpać w świetle księżyca?" zapytał worf, ale to zrozumieją tylko ci, którzy oglądali star treka)...
i tylko ta cisza...taka spokojna, dająca ci wreszcie ukojenie. niewiele rzeczy ci to daje, niewiele rzeczy powoduje, że przestajesz w duszy płakać....bo tak naprawdę na zewnątrz pokazujesz światu uśmiech, a w środku krzyczysz z bólu i rozpaczy...a teraz po prostu jesteś obok świata...

wtorek, 6 lipca 2010

politycznie?

Z góry przepraszam za wielkie litery, których z założenia nie stawiam, ale niestety, w związku z wakacjami większość wpisów powstaje, gdy mam natchnienie, a niekoniecznie wtedy jest dostęp do netu. Czyli dokument tworzony jest w Wordzie, który domyślnie mnie poprawia- dupek, nie wie, że ja wiem najlepiej czego chcę  tyle gwoli dygresji i słowa wstępu …..



Miało być politycznie….człowiek zupełnie apolityczny, nie znoszący polityki i polityków (jeszcze parę odmian tego słowa zostało), poszedł na wybory. Curiosum nad cudami, bo w poprzednich wyborach Tatuś zepsuł prąd w domu, żeby twój Mąż musiał przyjechać i naprawić, a „przy okazji, jak już tu jesteś, to idź zagłosuj”  zameldowana jesteś przecież nadal u rodziców. Tym razem nie trzeba było takiej akcji, poszłaś z własnej, nieprzymuszonej woli. W końcu nie masz ochoty na wyrzuty sumienia przez kolejne 5 lat.


A ponieważ siedzisz na wakacjach nad morzem, to i na wybory trzeba było iść tutaj. Zebraliście się całą rodzinką i na wycieczkę do krynicy. Dochodzicie do ….matko, jak to się nazywa? Tam gdzie się głosuje? Nieważne, w każdym razie dochodzicie tam, gdzie trzeba zagłosować….a tu – kolejka na kilometr. No dobrze, z dzieciństwa pamiętasz, jak Babcia stawała w kolejce zostawiając dziecko z przykazaniem, że ma się grzecznie bawić i znikała jakoby w czarnej dziurze, bo kolejki były takie na pół dnia stania. Tu okazało się, że nie pół dnia, ale 40 minut z wakacji wybory ci odebrały….oj, nie podoba ci się. W kolejce do wyborów?! Szok w trampkach. Ale grzecznie wystałaś w kolejce, odfajkowałaś właściwe nazwisko. I tylko tak po tobie chodzi, że nie wiadomo, czy to właściwe nazwisko. Tak naprawdę większość ludzi, których znasz, głosowało tak, jak ty, ale 90%, jeśli nie 100, nie głosowało NA kandydata, a PRZECIWKO. Czy na tym powinny polegać wybory prezydenckie, że naród wybiera mniejsze zło? Chyba nie? A może jednak? Kraj jest dziwny, to może i zwyczaje w nim panujące są takie dlatego.


Ważne, że nie musisz zmieniać imienia na Kasandra i twoi Przyjaciele z Hamburga są bezpieczni – nie będziesz migrować, jak w „epoce lodowcowej”. A cała reszta? Polityka? Jak zwykle będzie działa się bez ciebie i nic z tego głosowania dla ciebie nie wyniknie….


czwartek, 1 lipca 2010

dbamy o klienta

Leżysz sobie na plaży, akurat w tym roku padło na fragment wybrzeża Bałtyku w krynicy. Jest miło, ciepło, słońce grzeje, morze szumi i….no właśnie, zawsze znajdzie się jakieś „ale”. Cóż tym razem? Otóż, dbałość właścicieli i zarządzających terenami nadmorskimi o klienta, który, nie ukrywajmy, utrzymuje tychże właścicieli. Przyjeżdżasz do ośrodka, o którym doskonale wiesz, że nie należy do takich, najwyższych lotów. Ale wiesz o tym, bo spędzałaś tu wakacje roku temu. Ale ponieważ ośrodek jest 50 metrów od morza, zgadzasz się na to z pełną świadomością w co się pakujesz. Przecież tak naprawdę w założeniu w pokoju masz zamiar spędzać niewiele czasu, bo przyjechałaś poprzebywać wreszcie nad morzem i na świeżym powietrzu. Obsługa w miarę miła, więc nie ma zbytnich problemów. Brudno też nie jest, karaluchy spod łóżka nie wychodzą, da się przeżyć. No i w tym punkcie kończy się twoje zadowolenie z organizacji…. Wychodzisz nad morze. Zdajesz sobie sprawę z tego, że z kąpielą w tym roku może być kiepsko, w końcu powódź było i ten cały syf znalazł się w Bałtyku. Ale zawsze przecież można pochodzić po wodzie. Na co bardzo liczysz. A tu…nad wodą widać kłęby zielonego śmierdzącego zielska, które przypłynęło razem z ostatnim sztormem. Przekonana, że skoro jesteś tu przed otwarciem sezonu, to za chwilę ośrodki nadmorskie zorientują się i puszczą traktor z grabiami, który syf zbierze….”liczcie na nas, powiedziały liczydła”…po kilku dniach glony zaczynają się rozkładać i śmierdzieć tak, że samo wejście na plażę odrzuca…. O chodzeniu brzegiem morza nie ma nawet co mówić, co kilka kroków trzeba się oddalić, chyba że ktoś czerpie perwersyjną przyjemność taplania się w śmierdzącym bagnie o konsystencji rozgotowanego szpinaku….ty do takich osób nie należysz, pomijając wszystko nie znosisz szpinaku….



Idziesz więc na promenadę w założeniu, że wakacje, czas wolny, odchudzanie też poszło na półkę, więc zafundujesz sobie gofra, albo jakiegoś loda…podchodzisz do stoiska, gdzie stoi lodówka, w niej lody gałkowe. Po kilku minutach ktoś z sąsiedniego stoiska woła: nie, proszę pani, dziś nie ma lodów, bo tego pana dziś nie ma…..hę, to te lody tak sobie drugi dzień stoją? No dobrze, odnotowujesz w pamięci, żeby raczej nie korzystać z tych lodów, salmonella stanowi ten urok wakacji, który masz nadzieję sobie oszczędzić. Idziesz do następnego miejsca, zamawiasz gofra… dostajesz wielgachnego, pół-surowego gofra z mnóstwem dodatków na malutkiej tacce, z której to wszystko spada….ale chociaż dodatków nie żałowali…


Parę innych takich kwiatków jeszcze było, między innymi wersja plaży przez nikogo nie sprzątanej. Ok, turysta syf po sobie zostawia, wszystkich nie nauczysz porządku, kulturę się podobno z domu wynosi, ale czy to przypadkiem nie należy do kogoś, żeby tę plażę przygotować???? Pozostaje taki drobny niesmak. Wiadomo, kurort na turyście chce zarobić, opłaty klimatyczne, cena za kajzerkę z dwukrotnym przebiciem, pozostałe artykuły może nie aż taki narzut, ale jednak dużo droższe. Tak naprawdę każdy wyjeżdżający na wakacje musi się z tym liczyć. Ale czy wy, organizatorzy miejsc naszego wypoczynku, moglibyście się również z nami liczyć? Bardzo chętnie damy wam zarobić, ale oczekujemy troszeczkę szacunku, bo my na te pieniądze, które chcemy u was wydać, też ciężko pracowaliśmy….do zobaczenia za rok…na pewno nie w krynicy.


piątek, 18 czerwca 2010

...

takie jedno drobne pytanie: dlaczego pozwalasz, żeby czyjeś złe słowo, czasem nawet powiedziane nie po to, żeby cię zranić, a tylko się pojawiło, niszczyło twoją wiarę w siebie? czemu zawsze wierzysz w to, co może być złe w tobie, a nie w to, co jest dobre? dlaczego tak łatwo jest podkopać twoją wiarę w siebie i twoje chęci do udowodnienia sobie, że jesteś coś warta? wiele znaków zapytania, ale samo pytanie jedno: czemu nie potrafisz zaufać sobie i w siebie uwierzyć?
masz wiele dowodów na to, że nie jesteś zerem, że jesteś coś warta. więc łaskawie nie dawaj się światu...

sobota, 29 maja 2010

a ty kiedy?

"i tego nowa książka i tej tez....a ty kiedy?"
no więc odpowiadasz, że nie wiesz kiedy. ta jedna, która cały czas czeka na skończenie, pozostanie chyba w takim stanie, jak jest obecnie. nie potrafisz jej skończyć, gdzieś jej sens się zagubił w paskudnej rzeczywistości. już nie ma tych emocji, bo zastąpiły je inne, gorsze...i w ten sposób, ciężko do niej wrócić....podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody...heraklit chyba tak powiedział, nie wiem po co ci to filozoficzne wykształcenie, jak historia filozofii jest ci obca...ale pantarej zawsze ci się podobało...
ale są jeszcze dwie w zamyśle póki co....może za chwilę zamysł rozwinie się w realia...może.....

wtorek, 18 maja 2010

nienawiścią karmisz się.....

dlaczego tak jej nienawidzisz?
czy to kwestia tego, że masz już dość i jesteś zmęczona?
a może dlatego, że zrezygnowała ze swoich marzeń? jest przecież beznadziejna, to szkoda na nie czasu  i stresu. ilekroć bierze się za próbę ich realizacji, nie daje rady, nie wychodzi jej, zawsze coś schrzani i okazuje się, że nie tylko inni są lepsi, ale wszyscy są lepsi, bo to ona jest tak bardzo kiepska?
a może dlatego, że jest pechowcem i lepiej nie być obok niej, bo może się okazać, że pech jest zaraźliwy?
a może to ona wpływa na swojego pecha, bo nie potrafi zapobiec zlym wydarzeniom w swoim życiu...
a może...może to najważniejsze...może dlatego, że go nie uratowała, że nie potrafiła nic zrobić, żeby go nie zabral....jaki jest powód twojej nienawiści? czemu tak bardzo jej nie znosisz? może powinnaś zacząć jej współczuć, nie lubić jej, ale może zmniejsz chociaż nienawiść, bo musisz z nią żyć aż do końca swojego życia...jest nieodłączną częścią ciebie i nie masz jak się jej pozbyć....zastanów się....

czwartek, 29 kwietnia 2010

dieta, ach dieta, koniec z hurtem....

...czas na detal, już pora zmienić menu....
no co? tak kiedyś śpiewali chłopaki z otto....przyszedł czas po raz tysięczny chyba w tym życiu, zacząć dietę...tym razem proteinki....założenie: -25 kilo...czy się uda...czas pokaże....ale czas polubić ten obrazek w lustrze i samą siebie...kiedy doprowadzisz jakąś rzecz do końca i wreszcie coś ci się uda, wreszcie może ją polubisz....:)


wtorek, 27 kwietnia 2010

nowe rozumienie...

wg wikipedii:
Bohater – osoba, która odznaczyła się niezwykłymi czynami, męstwem i ofiarnością dla innych ludzi.


heh, to jednak właściwie rozumiesz to pojęcie....na wszelki wypadek jeszcze gdzie indziej: 

Powiązane zwroty, idiomy i tłumaczenia - bohaterstwo, heroizm
 no to coś tu nie gra....może pomylenie pojęć przez innych...sprawdźmy jeszcze
Męczennik (gr. μάρτυς, mártys, łac. martyrus: "świadek") – określenie osoby, która zginęła lub cierpiała w obronie swoich wierzeń lub przekonań.
i jednak nadal nie rozumiesz...dlaczego na mieście widzisz plakaty, na których obok siebie jako coś jednoznacznego są daty: 1940 i 2010 pod hasłem Katyń....to chyba jednak nie jest to samo...
czy jest jakaś różnica między tymi, którzy zginęli bestialsko zamordowani strzałem w głowę a tymi, którzy zginęli w tragicznej katastrofie? chyba jednak tak....podstawowa...niezwykłe czyny, ofiarność, waleczność, w obronie wierzeń i przekonań...jeśli ktoś ginie w wypadku, to guzik do tego mają jego przekonania..dramat, tragedia - tak, jak najbardziej, ale bohaterstwo? męczeńska śmierć? może by tak jednak dodatkowe lekcje z rozumienia ojczystego języka dla wszystkich "patriotów"?

wtorek, 20 kwietnia 2010

cyferki.....

10.04
96
30
34
12
21....kolejne cyfry, dla każdego po prostu cyfry... w natłoku tych cyfr uciekło ponad 1000 ofiar w chinach....haiti.....
a dla każdego członka rodziny jest tylko jeden.....
zostawił żonę i matkę....
zostawił córkę i trzech synów.....
zostawiła męża i córkę....
każdy zostawił kogoś, za każdym z nich ktoś będzie długo płakał i nie będzie umiał ponownie zacząć żyć, nie będzie umiał pozbierać roztrzaskanych fragmentów siebie, nie znajdzie fragmentów siebie, które odeszły z tym, którego/ którą kochał...to się nigdy nie kończy...żałoba to coś, co nosi się w sercu, niestety, na zawsze...

pora nauczyć latać telewizor...10 piętro to dobre punkt wyjścia

sobota, 10 kwietnia 2010

wszystko przemija....

dzisiejsza tragedia skłania do pewnych przemyśleń....po raz kolejny zgadzasz się, że tak naprawdę wszystko jest bardzo tymczasowe i nieistotne....nie znosiłaś faceta, opowiadałaś o nim dowcipy, im bardziej wredne tym lepiej...a teraz jest ci smutno....tyle osób....i każdy z nich miał rodzinę i przyjaciół, którzy teraz po nim rozpaczają tak, jak ty już dwa lata nieustająco rozpaczasz....ten ból i smutek nigdy nie mija....jest ci bardzo smutno i przykro....to miejsce, tak już dla polski tragiczne, a teraz znowu...i samolot....to okropny sposób umierania przez to, że wiesz, że umierasz, że twoje szanse są tak nikłe, że nierealne....
zostaje smutek i wspomnienie....

wtorek, 6 kwietnia 2010

pamiętamy...?

takie słowa czytałaś wszędzie w piątek...wiadomo, rocznica śmierci Papieża....wszystko rozumiesz, też pamiętasz, to był wielki człowiek i ktoś niesamowity....ale...
no właśnie, zawsze jest jakieś ale....czy ludzie nie mogą pamiętać w sercach, czy muszą to robić na pokaz, wypisywać wszędzie tę nieszczęsną godzinę, dobrze, że już nikt przynajmniej nie wysyła smsow przypominających o tym wydarzeniu....przecież do pamiętania nie jest pokazywanie światu, że się pamięta, to trzeba pamiętać w sobie w sercu a nie po to, żeby to pokazać...
i jeszcze jedno...traf chciał, że jadąc do rodziców, jedziesz aleją Jana Pawła.....i jechałaś tam dzień po rocznicy....jedno drobne skromne pytanie: kto w tym roku sprzątnie to szkło po zniczach, bo rok temu stało tam przez miesiąc....
zniesmaczona trochę jesteś takim "pamiętaniem"....

sobota, 27 marca 2010

środa, 24 marca 2010

taka sobie bajeczka?

była sobie kiedyś mała dziewczynka...jak wszystkie małe dziewczynki lubiła bajki...uwielbiała te o królewnach i rycerzach na białym koniu i oczywiście najfajniej było słyszeć, że "żyli długo i szczęśliwie"... każdej małej dziewczynce wciska się taki kit, że świat jest piękny i tylko jeśli ona będzie dobra, to i świat jej dobrem odpłaci....
no więc ta dziewczynka, jak już sobie trochę podrosła, to zaczęła sobie marzyć o jednej jedynej rzeczy: o rodzinie....o wspaniałym mężu, który ją będzie kochał i którego ona będzie bardzo kochała, o dzieciach, które im się urodzą i i ciepłym domu rodzinnym, który stworzą, razem się zestarzeją i będą "żyli długo i szczęśliwie"....
potem dziewczynka dorosła, poznała tego jednego jedynego pierwszego i spełniło się jej wielkie marzenie...kochała go ponad wszystko a on ją i ich miłość kwitła  pomimo wszystkich przeciwności świata....
a potem wielki architekt świata sobie przypomniał, że nie można sprawiać tego, żeby bajki się spełniały....nie pozwolił na długie szczęście dziewczynki...odebrał jej możliwość urodzenia dzieci dając jej raka zamiast dzieci....a potem, widząc, że mimo to wielka miłość dziewczynki i jej ukochanego jest jeszcze silniejsza i mimo wszystko są bardzo szczęśliwi postanowił odebrać jej ukochanego.... i tak dziewczynka obudziła się z pięknego snu i spadła uderzając tyłkiem o kant rzeczywistości....dziewczynka wie, że marzenia może i się spełniają, ale zawsze trzeba za ich spełnienie zapłacić....ale przynajmniej nie opowie kolejnym dziewczynkom bajek o wielkiej miłości bo cena za nią jest ogromna.....jednak dziewczynka nie żałuje tej wielkiej miłości, te siedemnaście lat było warte więcej niż całe jej pozostałe życie i wdzięczna jest architektowi, że te miłość dostała....może jednak więc marzenia są dobre, ale nigdy więcej dziewczynka nie zamierza już pokochać, bo coś takiego jakie miała, dwa razy się nie zdarza.....a było piękne i jednak lepsze niż gdyby się miało nigdy nie zdarzyć

sobota, 20 marca 2010

wiosna, panie sierżancie

śnieg stopniał i psie gówna wylazły na wierzch....zaczynają sypać nawozem po trawnikach....świeci słońce...jest ciepło.....przyszły zamówione wiosenne ciuchy.....spodnie kupione "na wyrost" okazały się być akurat (papa motywacjo do odchudzania)...chce się żyć...czyli nic innego, jak WIOSNA PRZYSZŁA....
i to jest dobre, fajne, śnieg i mróz już pokazały, co potrafią i precz stąd.....
a teraz pora na spełnianie życzeń, marzeń i wzięcie się za robotę, trzeba zacząć walczyć o te trzy niemożliwe....

czwartek, 18 marca 2010

...alicja....

".....codziennie rano przed śniadaniem myślę o sześciu niemożliwych rzeczach...."
tak sobie myślisz, że o sześciu to za dużo, ale pomyśleć o trzech rzeczach, które uważasz za niemożliwe i uwierzyć, że mogą się zdarzyć, to tak akurat na dobry początek dnia....
coś jest w bajkach typu "alicja...", gdzieś tam tkwi nadzieja i wiara, że nawet to, jak bardzo ten świat jest pokręcony w złą stronę, może być zrównoważone przez podejście do niego i wiarę w niemożliwe....przecież możliwości tak naprawdę do dokonania pewnych rzeczy siedzą w tobie a nie w świecie. świat może ci co najwyżej przeszkadzać, ale nie jest w stanie cie powstrzymać....
tak więc nowe postanowienie: codziennie rano po wstaniu z łóżka uwierzysz, że trzy rzeczy, które uznajesz za niemożliwe, mogą stać się możliwe, mają szansę się zdarzyć. jeśli tylko bardzo mocno będziesz w to wierzyć i starać się, to tak się stanie...

czwartek, 18 lutego 2010

back to life

tak wyglądał kiedyś człowiek szczęśliwy....czy pomimo tego, co się w twoim życiu zdarzyło, potrafisz znowu znaleźć w sobie na tyle siły, żeby znów móc tak się uśmiechać? może znajdziesz znowu w życiu na tyle przyjemności, że będziesz szczęśliwa, będziesz miała motywację do życia i działania....przecież masz prawo być szczęśliwa...to, że Jego już nie ma przecież nie znaczy, że ty też masz umrzeć. napewno byłby nieszczęśliwy, gdybyś umarła razem z nim, wewnętrznie. więc znajdź w sobie dość siły, by żyć i szczerze się uśmiechać i cieszyć życiem...za was dwoje....

niedziela, 14 lutego 2010

znowu decyzje

co zrobic, kiedy w szkole, którą lubisz robi się niewłaściwa atmosfera...kiedy nauczyciele odchodzą z powodu głupoty właścicielki? odejść? chyba tak. zbyt ciężkie pieniądze za to płacisz żeby się wygłupiać....znaleźć prywatnego nauczyciela. co niniejszym uczyniłaś...a skoro sama potrafisz uczyć to robicie uczciwą wymianę: angielski za pianino :) i tak jest gut! i tak zostanie.....trzeba podejmowac trudne decyzje, nie wolno trzymać się pazurami czegoś, bo tak jest i musi zostać. nieprawda, trzeba robić wszystko, żeby być zadowolonym i moc czerpać z życia ile się da...bo nie wiadomo, jak długo ono potrwa

sobota, 13 lutego 2010

spoko luzik

i już w domku, kotek tym razem na walizkę się rzucił przed jej rozpakowaniem....czyżby wiedział, że są w niej cukierki dla niego....btw.bachorek - jak kota?
jeszcze dwa dni po ciekawej podróży wolne....a potem do roboty, oczywiście zmiana planu, zwiększenie ilości godzin, ale po feriach aż tak to nie drażni...trudno się mówi, jeszcze 4 miesiące i wakacje.....
podróż autokarem w obie strony oczywiście należy do ciekawszych doświadczeń, albo opcja jazdy przez 20 godzin z polski do niemiec (toż to tajlandii krócej trwało!!!!), albo autokar załadowany po brzegi z miejscami stojącymi na taką liczbę kilometrów...i pijany polak rzucający czymś w autobus, ponieważ go nie zabrał z braku miejsc....jak fajnie ;P

piątek, 29 stycznia 2010

znowu w drodze

wczoraj wieczór
walizka, kot w walizce, góra ciuchów na łóżku, kopanie i wierzganie...nienawidzisz się pakować. cały czas zastanawiasz się, czego zapomnisz....
dziś
dworzec zachodni....podjeżdża busik z napisem lorek bremen. pakujesz się z walizkami, żegnasz z przyjacielem, który cię podwiózł i ...jazda
dzień i noc spędzone w autokarze (no dobrze, taki autokar to pełen luksus), którym łącznie z miejscami kierowców jest 18 foteli, pasażerów póki co dwójka (łącznie z tobą)....włączasz sobie komputer, odpalasz gadu i gadasz z mamusią, puszczasz sobie kolejny odcinek Hanka Moddy'ego i jedziesz....za oknami miga krajobraz, ośnieżone pola, łyse drzewa, chaty, od czasu do czasu jakieś większe miasteczko ze sklepami....na stacji benzynowej kibelek, sklepik i w dalszą drogę. nie oszukujmy się, poza pakowaniem, uwielbiasz podróże...ten czas podróżowania a potem nowości bycia w innym miejscu niż dom....tylko zmieniły się sposoby podróżowania. w pierwszej wielkiej podróży z chórem do niemiec jechaliście wiele godzin psującym się złomem. teraz jeździcie eleganckimi autobusami z wideo i kibelkiem. jadąc teraz sama, na własną rękę warunki wręcz komfortowe. uwielbiasz czas podróży. jest tylko twój, możesz w tym czasie wyłączyć się ze świata, pogrążyć w świecie marzen i wyobraźni...nic nie musisz, na nic nie masz wpływu  i czujesz się z tym bardzo dobrze....

czwartek, 28 stycznia 2010

pratchet napewno miał kota...

" koty dobrze wiedzą, jak kierować ludźmi. tu miauknięcie, tam mruknięcie, delikatne naciśnięcie łapą... koty nie muszą myśleć. muszą tylko wiedzieć, czego chcą. myślenie jest sprawą ludzi..."




tak sobie myślisz, że dobrze by było przekupić gnoja kiełbaską, żeby łaskawie opuścił twoją walizkę....

środa, 27 stycznia 2010

analfabetyzm wtórny, czyli nowe pokolenie studentów

studenci dostali polecenie napisania referatu na zadany temat, ale jeśli chcą, to mogą napisać na temat dowolny, byle związany z medycyną. i otrzymałaś:
10 plagiatów (wujek google wyszukał przy pierwszym podejściu)
10 prac niezrozumiałych całkowicie pod względem językowym i stylistycznym
20 prac napisanych w języku angielskim z polską składnią
kilka prac, które dają się przeczytać, zrozumieć i są nawet ciekawe....
eh.....
spędziłaś ostatnich kilka tygodni na czytaniu prac licencjackich tychże studentów. no dobrze, nie oszukujmy się, początków tych prac i ....włosy stanęły ci dęba, ręce i cycki opadły....
studenci nie umieją pisać....sądziłaś, że ten brak umiejętności jest tylko w języku angielskim. okazuje, że nieprawda, również po polsku nie potrafią sformułować poprawnych stylistycznie zdań, sensownie ze sobą połączonych. pięknie korzystają ze źródeł, brakuje im jednak jednego znaku interpunkcyjnego - cudzysłowu....
z czego to wynika? może z tego, że jedyne źródło wiedzy to telewizja i komputer. nie jest praktykowane czytanie, bo to za trudne. jeśli już w szkole jest omawiana jakaś lektura, to w najlepszym przypadku należy przeczytać jeden rozdział, a najlepiej to skorzystać ze streszczenia...no i skąd w takim razie dzieci i dorośli mają nauczyć się pisać poprawnie. dobrze, że ortografia chociaż za mocno nie szwankuje....
wstyd.....

poniedziałek, 25 stycznia 2010

wolneeeeee......leniweeeeee.....

wolność, ferie....oj, jak miło....poniedziałek rano i nie musisz wstawać wcześnie i lecieć pędem do szkoły uczyć tych, którzy na tę naukę nie mają najmniejszej chęci....możesz sobie pospać, pobujać się po kompie, iść do pianina, wsiąść na rowerek, masz nieskończony wybór możliwości i wszystkie z nich są "bo tak chcę" :)))
niestety, nie ma to porównania do zeszłego roku, kiedy wsiadałaś w samolot do ciepłych krajów spotkać się z bratem po prawie 30 latach.....tajlandia od tego czasu stała się twoim ulubionym krajem i nie wiadomo, czy powoduje to sam kraj i jego urok, czy sentyment z family reunion i odzyskania ważnej w twoim życiu osoby....za rok musisz tam wrócić :)))

sobota, 23 stycznia 2010

sesja....dlaczego ja też?!

za 4 godziny zdajesz kolejny egzamin. tak się zastanawiam, po cholerę się w to wpakowałaś? przecież wcale nie musisz zdawać, możesz kontynuować naukę bez tego. zawsze byłaś beznadziejna na wszystkich egzaminach, do jakich podchodziłaś to po czorta teraz z własnej woli pakujesz się w kolejne???? i tak sobie myślę, że to już chyba ostatni. w czerwcu daj sobie spokój i po prostu jedź dalej z nauką, nie zdawaj żadnych egzaminów, bo i tak przecież nie jest ci to potrzebne. już nigdy w życiu nie zostaniesz prawdziwym muzykiem, więc papierek jest ci zbędny...a stres również jest ci zbędny, nawet bardzo. masz go od licha na codzień...dodatkowe atrakcje są ci niepotrzebne....to ostatni raz!

piątek, 22 stycznia 2010

jest zimno...

jest zimno...człowiek siedzi najchętniej w domu i zabiera się za jedzenie. nie musi być ciepłe, ale najlepiej, żeby było słodkie....
jest zimno....marzy ci się wyjazd zimowy do ciepłych krajów...codziennie czytasz opis brata na messengerze: 32 degrees, full sun....no, pięknie :(
jest zimno i jedyne, o czym możesz myśleć, to lato, słońce i ciepło...z latem i słońcem wiążą się też wakacje, czyli czas, kiedy mozna wreszcie odpocząć....
jest zimno.....jak długo jeszcze, niech już wreszcie przyjdzie wiosna
jest zimno....

środa, 20 stycznia 2010

małe złe wredne- czyżby mała mi?

jak to było? w każdej grubej babie siedzi mniejsza i chuda, która próbuje się wydostać, ale można uciszyć ją ciastkami....w twoim przypadku potrzeba by dużo ciastek. problem polega na tym, że ta chuda, co w tobie siedzi to ostatnio jest jakieś złe....siedzi złe i próbuje się wydostać. zaczynasz mieć dosyć pokornego przyjmowania tego, co dostaniesz od losu i coś w tobie krzyczy i wierzga próbując powiedzieć, że dosyć tego, że pora już mieć coś z życia. to coś to jakis paskudny obcy, który chce wyjść na zewnątrz i zrobić coś złego, coś głupiego....w każdym razie coś, czego ty nigdy bys nie zrobiła. chce dać o sobie znać, że walczysz, że jesteś i zamierzasz być....zamierzasz żyć i nie poddawać się temu, co ci łaskawie w życiu skapnie...teraz tylko pytanie: kto wygra w tej walce....

sobota, 16 stycznia 2010

jak z kabaretu

pietrzak kiedyś wyśmiewał polską rzeczywistość, że mają zwyczaj wypisywać na bloku "uwaga, spadające tynki" i dalej komentował, że teraz jak się komuś balkon na łeb urwie to będzie jego wina, idiota - nie czyta, ulicami chodzi....i teraz mamy chyba drobne deja vu....na bloku jest karteczka tego samego typu, tylko ostrzegająca o tym, że może ci spaść na głowę śnieg, albo sople....wychodzi na to, że polska jest krajem tropikalnym, w którym atak zimy jest czymś tak niezwykłym, że nie bardzo wiadomo, z której strony go ugryźć....soli i piasku do posypywania ulic już nie ma, sopli i śniegu z dachu nie da się zdjąć, dozorcy nie umieją odgarnąć tego białego czegoś z chodnika, które w ogóle nie bardzo wiedzą co to jest....sale w szkole zostają zalane, sufit studentom na głowy spada, bo nikt nie odgarnia śniegu z dachu i woda po ścianie idzie.... witamy w polska :/

piątek, 15 stycznia 2010

wieczór szkolny

 jak się już wczołgasz na czwarte piętro, to otwierasz drzwi i nagle coś się zmienia....z jednej sali metallica na wiolonczeli, w drugiej słyszysz, jak ktoś katuje skrzypce (niestety, katuje jest właściwym słowem, ale skrzypiec nigdy nie lubiłaś, więc możesz być stronnicza), klarnet w innej sali, tu znów pianino grające "ojca chrzestnego" i skądś jeszcze dochodzi "dozwolone od lat 18-tu", oj chyba ktoś na 18-tkę się wybiera....i jeszcze "think of me" w wersji śpiewanej ze zmienioną tonacją....i włączasz się do tego świata, grasz "polskie drogi", "amelię"...i chopina jakiegoś dołączasz....a potem zmiana...inne utwory, ale ten sam jednostajny hałas produkowany przez różne instrumenty i różne utwory, ty też zmieniasz salę i zaczynasz śpiewać "hair", "odmierzać czas".....przez te dwie godziny jesteś w innym świecie, niepowtarzalna atmosfera szkoły muzycznej....w tym hałasie jest tak niesamowity urok, że wsiąkasz....przez te parę godzin twój świat jest piękny...niestety, potem trzeba wrócić do rzeczywistości

poniedziałek, 11 stycznia 2010

"życie to głupi żart...

...choć miewa czasem gest, marny gest
czy miałam kiedyś fart? zdarzyło się we śnie
na jawie nieco mniej....
tak chciałam być, tak chciałam lśnić
chciałam ze światem ładnie grać,
lecz świat znaczone karty ma
zawsze przegrana byłam ja
tropi mnie lęk, ściga mnie strach....
zaszyć się gdzieś w jakąś noc
zagasić w sobie świat, cały świat
i nie czuć więcej, bo skąd brać na czucie fart
czy zdołam jeszcze raz"
oddajcie mi moje życie....pierwszy w tym roku atak depresji....chcę spowrotem mojego męża, moje życie, to wszystko, co mi los zabrał, bo za dużo tego, jak na jednego człowieka...nie chcę tak...

niedziela, 3 stycznia 2010

happy decade

zaczął sie nowy rok, ba! nowa dekada a ty co? bez żadnych postanowien?! aż niemożliwe, przecież rok w rok robisz ich miliony i żadnego z nich nie dotrzymujesz.....
no więc, dobrze: TO BĘDZIE THE DECADE OF HAPPINESS....MOST OF YOUR DREAMS WILL COME TRUE
including the one you spoke about with bachorek a few minutes ago ;P