środa, 27 kwietnia 2011

fejso-życzenia

ostatnio, jakiś miesiąc temu byłaś mało pedagogiczna i odrobiłaś za przyjaciółkę lekcje z angielskiego. tak, wiem wiem....ale w pracy, którą miała napisać, miała się wypowiedzieć na temat serwisów społecznościowych. i jej zdanie jest takie, że to jest niepotrzebne, że ludzie świetnie sobie radzą bez tego, że normalny kontakt typu rozmowa telefoniczna jest lepsza.
ale tak naprawdę dzisiejszego dnia, dzięki jednemu z takich portali, mnóstwo twoich znajomych złożyło ci życzenia. czym różni się w takiej sytuacji portal od kalendarza, w którym masz zapisane daty urodzin znajomych? jeżeli fejs, na którym jesteś codziennie potrafi ci przypomnieć o urodzinach przyjaciół, to jest on pożyteczny a nie szkodliwy...
poza tym, gdyby nie internet, nie poznałabyś wielu super ludzi, z którymi się przyjaźnisz i z którymi już w realu się widziałaś. to przecież dobre, prawda?

sobota, 23 kwietnia 2011

list do A.

ostatnie 3 lata spędziłam broniąc się rękami i nogami przed rowerem. krzycząc i wierzgając uważałam, że nigdy never again. bo to było coś tylko nasze. to razem odkrywaliśmy jazdę zimową. razem zajeździliśmy na śmierć nasze górale. więc tym łatwiej było wrzeszczeć, skoro poprzedni rower skończył na cmentarzysku słoni....
ale, nie zapominając o Tobie, pora unormować własną psychikę. i pierwszym krokiem było zażyczenie sobie na prezent urodzinowy właśnie roweru. życzenie zostało zrealizowane....
i mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumny tak, jak zawsze byłeś. i że jechałeś dziś ze mną całą drogę czując ten wiatr i przyjemność płynącą z wolności, jaką daje rower....
może to jeszcze nie norma psychiczna, ale z pewnością krok w dobrą stronę.
całuję
Twoja stęskniona żona

piątek, 22 kwietnia 2011

na dziś plagiat, czyli cytat....

...ale wczoraj płakałaś ze śmiechu...a cytat ten ma swoje podstawy, o których na końcu....
"o rozmawianiu z roślinami dowiedział się w latach siedemdziesiątych z czwartego programu radiowego i uznał to za znakomity pomysł. chociaż rozmawianie nie jest być może właściwym słowem na określenie tego, co robił.
to zaś, co robił, było uczeniem ich bojaźni boże.
ściślej mówiąc - bojaźni crowleya.
w dodatku co kilka miesięcy crowley wybierał roślinę rosnącą zbyt powoli albo ulegającą więdnięciu liści czy brązowieniu, albo też po prostu nie wyglądającą tak dobrze jak inne i obnosił ją wśród pozostałych.
-pożegnajcie się z waszym przyjacielem. - mawiał. - po prostu nie potrafił dać sobie rady...
następnie opuszczał mieszkanie z występną rośliną i wracał około godzinę później z wielką pustą doniczką, którą ustawiał w widocznym miejscu.
rośliny były najprzepyszniejsze, najzieleńsze i najpiękniejsze w całym londynie. a także najbardziej przerażone...."
(źródło: pratchett oczywiście, tym razem "dobry omen", za użyczenie źródła użyczycielowi bardzo dziękuję :))

scenka z życia:
mamusia: zięciu kochany, ale pamiętaj, nie daj jej zajmować się kwiatami, bo je załatwi....


żeby nie było....udało mi się w czasach dzieciństwo-młodości ususzyć kaktusy. ale metoda crowleya może być niezła. chyba sobie na urodziny kwiatka kupię :)...co mi przerwało pisanie i poszłam podlać orchideę, która zimuje i ...od zimy chyba wody nie dostała, ale jeszcze żyje....:D

środa, 20 kwietnia 2011

czerwone glany

prowadzisz właśnie dziwną rozmowę ze znajomą.....ile ty masz lat, bachorek?...no dobra, coś kole 20tki.....
za tydzień zmienia ci się coś w liczbach życiowych. czyli przeskakuje kolejna cyferka na liczniku - 38. i co? tak naprawdę, dla ciebie to myślenie typu: i co z tego? co to zmienia? absolutnie nic. to świat przyzwyczaił nas, że w pewnym momencie należy dorosnąć, zachowywać się, jak osoba poważna, stateczna i...no właśnie..dorosła....a fuj....i chuj. nie zamierzasz.
chociaż chodzi ci po głowie, że może pora na przykład nie robić już więcej dredów, zacząć malować paznokcie na jakiś cywilizowany kolor, kupić garsonkę (aż mnie otrzepało) i pantofle....i co najgorsze, wyrzucić trampki, kolorowe tenisówki i ukochane czerwone glany? nieeee....to bez sensu. jesteś kim jesteś i kalendarz nie może dyktować sposobu życia i postępowania. możesz chodzić na wódkę z kim chcesz, nie patrząc mu w kalendarz, możesz nadal śpiewać żyć pełną piersią....a kalendarz? na pohybel z nim!

wtorek, 12 kwietnia 2011

nieoczekiwana zmiana miejsc

od 17 dni chodzi po tobie coś innego. jesteś od Niego już o pół roku starsza. zawsze to On był 2,5 roku starszy, ty robiłaś za "młodą"...tak też cię nazywał  obecności znajomych, no chyba, że "myszak".....a co będzie, jak to wszystko się skończy? jak przyjdzie ten moment, gdy pan bócek "powie sobie dość"? czy On nadal będzie cię chciał? przecież będziesz od Niego starsza....czy jako młody dobry (dziś znajoma potwierdziła, że wasze życie potwierdza, że On jest najlepszym przykładem, że pan b. zawsze zabiera najlepszych) nadal będzie cię chciał? czy nadal będziesz dla Niego atrakcyjna? czy to wszystko ma sens? powinnaś Jego poświęcenie przekuć w coś wartego właśnie takiej ofiary. ale nie potrafisz. i czy to Go nie zrani? to wszystko jest jakieś dziwne...czy nie powinnaś przypadkiem umrzeć razem z Nim? bylibyście obydwoje wiecznie młodzi i razem....ale On ofiarował siebie, żebyś mogła żyć....strasznie to wszystko poplątane...ale tęsknisz na Nim i chcesz Go kiedyś znów spotkać. masz nadzieję, że mimo, że ty się starzejesz, a On nie, On nadal będzie cię kochał...

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

równi i równiejsi

wczorajszy cyrk związany z obchodami narodowej rocznicy znów spowodował, że zaczęłaś się zastanawiać nad pewnymi sprawami. patrząc przez okno widziałaś koło godziny 13tej przejeżdżające autokary z obstawą żandarmerii z wielkiej fety na powązkach. włączając telewizor miałaś szansę obejrzeć i posłuchać różnych ludzi, wypowiadających się na tematy związane z katastrofą. pomijając, jakie masz zdanie na temat tych, którzy zginęli, czy ich lubiłaś, czy nie, jest ci szkoda istnień ludzkich i tych, którzy zostali. ale to, co się dzieje, nie działo się kiedy rozbił się samolot w lesie kabackim. nie działo się też wtedy, gdy zawaliła się hala "gołębiarzy", ani gdy giną górnicy. czy bycie "wierchuszką" oznacza, że ktoś jest lepszy od innych i zasługuje na większy szacunek i pamięć?
i druga sytuacja. też z ostatnich dni. koleżanka wysłała maila informującego o koncercie do znajomych. i nagle odezwał się jeden z tych znajomych, jakaś sława w świecie muzycznym (ale nie wszystkim znany, raczej w samym świecie muzycznym) i rozwarł japiszona, jak to tak można, on sobie nie życzy i takie tam. i znowu: w czym jest on większy od jakiegokolwiek innego człowieka? co go upoważnia do awantur? dlaczego ktoś, kto jest popularny, ma od razu poczucie, że jest kimś więcej? jest w ten sposób zdecydowanie kimś mniej....prawie jak w "alicji"...

piątek, 8 kwietnia 2011

wspomnień czar

beztroskie czasy dzieciństwa. oglądanie filmów, bajek, zabawa w piaskownicy....potem gra w piłkę nożną na podwórku, gdzie ławka stanowiła bramkę. a za bramką suszyło się czyjeś pranie. potem wędrówka do pobliskiego przedszkola wojskowego (które już nie istnieje), żeby się pobawić na drabinkach, ewentualnie poskakać z drzewa do piaskownicy i ucieczka przed pilnującym tam cieciem.
inna zabawa to samochodziki, których jacek miał cały pokój, garaże i cuda wianki tego typu....
wspólne odrabianie lekcji, to znaczy jedno odrabia jeden przedmiot, ktoś inny drugi, bo szkoda czasu i energii na obydwa...
bez większych trosk, poza nadchodzącą klasówką z matmy....
tak było fajnie. po cholerę człowiek dorasta? i zmieniają mu się priorytety. najważniejsza jest praca. potem jakieś tam ambicje, które nie wiadomo po kiego grzyba próbujesz realizować. ale lubisz to i poświęcasz temu każdą wolną chwilę. ale beztroska życia gdzieś uciekła....każdy ruch grozi spadkiem w przepaść. jakakolwiek zmiana i niedoróbka może oznaczać poważne konsekwencje. szkoda.....a tak wielką masz chęć na zmianę. tak bardzo też chciałabyś się zająć tylko i wyłącznie swoją pasją, w której mogłabyś być wreszcie perfekcyjna wtedy....
nie ma tak dobrze. ale pomarzyć i powspominać fajna rzecz.....

wtorek, 5 kwietnia 2011

poszłam na dietę....zaraz wracam

"Dieta słoiczkowa to kolejny amerykański wynalazek. Nazywana jest też z angielska Baby Food Diet, bo opiera się na jedzeniu dla niemowląt. Spopularyzowały ją hollywoodzkie gwiazdy i choć u nas wciąż bardziej popularne wydają się diety – wynalazki typu dieta białkowa czy kopenhaska można przypuszczać, że i wieść o rewelacyjnym działaniu diety słoiczkowej niedługo rozniesie się „pocztą pantoflową” po naszym internecie."


no co? chyba wszystkie istniejące diety przetestowałaś, to i tę musisz.
jako nauczyciel posiadasz przerwy o czasie trwania: 5 minut. więc w te 5 minut trzeba zdążyć dokonać czynów następujących: zrobić sobie kolejną herbatkę ( w końcu wszystkie, ale to wszystkie diety zalecają dużą ilość picia), polecieć siku, zagrzać słoiczek w mikroweli (dobrze, że pan kanclerz łaskawie zafundował) i jeszcze zjeść. finał jest taki, że oczywiście nie starcza na to wszystko czasu. co więc dziś było? a no, było fajnie. biorąc pod uwagę, że to jedzonko dla niemowląt, to Mamusia dmuchała, żebyś zdążyła zjeść. dobrze pracować tam, gdzie Mamusia :)


a ewa z iwonką jutro na przerwie umrą ze śmiechu, jak zobaczą twoje genialne posiłki :)