czwartek, 30 grudnia 2010

somewhere.....

Somewhere over the rainbow
Way up high,
There's a land that I heard of
Once in a lullaby.


Somewhere over the rainbow
Skies are blue,
And the dreams that you dare to dream
Really do come true.


Someday I'll wish upon a star
And wake up where the clouds are far
Behind me.
Where troubles melt like lemon drops
Away above the chimney tops
That's where you'll find me.


Somewhere over the rainbow
Bluebirds fly.
Birds fly over the rainbow.
Why then, oh why can't I?


If happy little bluebirds fly
Beyond the rainbow
Why, oh why can't I?

środa, 29 grudnia 2010

optymistyczna końcówka roku - wiwat odwaga

dla porządku i żeby było jasne: to piszę ja, a nie to paskudne przemądrzałe moje drugie ja...niektórzy nawet znają jej imię. ale łatwiej nam żyć razem niż mnie samej.
tym razem jednak mogę ja. i ja wyjątkowo optymistycznie. wczoraj mi się udało przezwyciężyć samą siebie i zadać trudne pytanie, odpowiedzi na które obawiałam się, żeby nie zakopać się w dół do australii. ale okazało się, że odpowiedź była taka, jaka miałam nadzieję, że będzie, chociaż nie śmiałam o niej marzyć.
i teraz wiem już, że mogę....potrafię. i że wiele z tego zależy ode mnie. że czasem warto zapytać,  żeby wiedzieć. bo nasze lęki i to, co nas gryzie, może okazać się mocno wyimaginowane. i to muszę zapisać, żeby od czasu do czasu sobie przeczytać i pamiętać....
aaa....macie jeszcze słoneczniki NIE van gogha :) no co? powoli ćwiczę to się i mogę pochwalić

piątek, 24 grudnia 2010

życzę ci...

...przede wszystkim trochę mniej cynizmu
...poza tym trochę więcej sympatii do samej siebie
...wiary w świat, ludzi i ...w samą siebie....
skoro wszyscy wszystkim  ślą życzenia, to i ja tobie mogę takie wysłać

czwartek, 23 grudnia 2010

panie boże, co ty myślisz......

ktoś mi własnie powiedział, że 7-miesięczne dziecko cierpi na raka nadnerczy. i chemia nic nie daje.
Boże, powiedz mi proszę, jaki masz cel w dręczeniu ludzi. powiedz, czemu nie dajesz nam żyć w spokoju a ciągle wymagasz jakichś dziwnych ofiar i poświęceń? zacząłeś ponoć od własnego syna....i ciągle słyszę, że znów ktoś cierpi....bawi cię to? a może to jakaś wyższa idea dla nas niezrozumiała. ale nie oczekuj, że będziemy cię po takich akcjach kochać. o tym zapomnij.

wtorek, 21 grudnia 2010

i co....

...zrobić? udawać, że pancerzyk rośnie i nic nie mówić? starać się jak zwykle samej przezwyciężyć problem? a może porozmawiać? może dowiedzieć się o co tak naprawdę w tym chodzi?  chociaż odpowiedź może być całkowicie sprzeczna z twoimi oczekiwaniami. może się okazać, że wbije cię w ziemię i nie dasz rady się już z tego wygrzebać. ale może się też okazać, że tak naprawdę wyobrażasz sobie pewne rzeczy, które nie istnieją, którymi się niepotrzebnie martwisz...jedno z dwojga. i co zrobić? narazić się dziwnym pytaniem na zranienie, czy zostawić sprawę w spokoju? hmmm.....trudna decyzja

sobota, 18 grudnia 2010

bez tytułu

pancerzyk czuje się świetnie, powolutku narasta...ale nijak nie da się zabić tego uczucia żalu i samotności po Kimś, kogo kochasz....:(

środa, 8 grudnia 2010

secret mission i pancerzyk

to już koniec. wystarczy ci tej ciągłej walki o wszystko. wystarczy przeżywania wszystkiego, co się dzieje w twoim życiu. wszystkiego, czego doświadczasz od świata i innych ludzi. znalazłaś remedium na ten problem. już nikt ani nic cię nie zrani. już więcej na to nie pozwolisz. przecież skoro masz żyć, a tak ktoś postanowił, to będziesz żyć tak, żeby już więcej nie cierpieć. nie pozwolisz na to, żeby inni cię zniszczyli. wyhodujesz sobie solidny pancerz, przez który nikomu już nie uda się przebić. i żadne złe wydarzenia, słowa ani czyny również się przez niego nie przebiją. dzięki temu będziesz szczęśliwsza i zdecydowanie spokojniejsza. a życie stanie się przyjemniejsze. bycie kimś takim, jak byłaś do tej pory, jest zdecydowanie zbytnim utrudnieniem. wszelkie romantyczne porywy i przejawy wrażliwości wyglądają ładnie na kartach harlequina. tylko i wyłącznie. to już nie ty. od dziś jesteś kimś innym. następnym krokiem będzie wykucie miecza i zniszczenie tych, którzy zniszczyli delikatną ciebie

wtorek, 7 grudnia 2010

list do ...

kochany mój przyjacielu,
dostałeś ode mnie już kilka listów, często też rozmawiamy i znasz moje myśli, pragnienia, marzenia, a także troski, obawy i lęki....i to chyba jest błąd. właśnie się nauczyłam, że nawet bliskie osoby nie powinny nic o mnie wiedzieć. tego listu z pewnością nie dostaniesz. piszę go, żeby pozbyć się z serca i rozumu nadmiaru emocji. nie dowiesz się o niczym. ale znów sprawiłeś, że jestem niczym. dowiedziałam się też czegoś o tobie. nie można być dobrym, bo dla ciebie istotni są ci, o których względy musisz zabiegać. a ci, którym na tobie zależy, są nieważni i zawsze na ostatnim miejscu.
wiadomość, którą mi kolejny raz przesłałeś, została zrozumiana. mam nadzieję, że więcej nie popełnię błędów, które już popełniłam.
pozdrawiam cię.....

poniedziałek, 6 grudnia 2010

zmęczona zniechęcona i kurewsko samotna

mikołajki....człowiek staje się dorosłym i tak mnóstwo rzeczy traci smak. kiedyś tak bardzo się czekalo na takie dni, a dziś nawet o tobie nie pamiętali. nie jesteś dla nikogo nikim (tak, wiem, po polsku to nie jest, ale co mnie to obchodzi?). tak naprawdę dorosłaś, więc nie traktują cię jak dziecko, nikt już nie widzi w tobie żony, nikt nigdy nie miał szansy zobaczyć w tobie matki....jesteś nikim, niczym....chyba trzeba resztę życia spędzać na chodzeniu do pracy, wracaniu i czytaniu książek i oglądaniu telewizji....bo po co robić coś innego? komu możesz  coś udowodnić? sobie? nie warto. poza tym,  i tak nic nie udowodnisz, bo oszukujesz sama siebie.....ni pies ni wydra....

czwartek, 2 grudnia 2010

czyja to decyzja?

przez 6 lat zmagała się z chorobą. tak napisali na jednej ze stron internetowych o gabrysi kownackiej. jak to działa? kto tak naprawdę decyduje? ty zachorowałaś w tym samym momencie. i ty przeżyłaś, wyzdrowiałaś. a ona przedwczoraj zmarła...to jakieś takie nierealne. to już druga osoba, która zaczęła swoją walkę ze skurwysynem rakiem w tym samym momencie, co ty. i ty żyjesz i jesteś zdrowa. czy to zależy od tego, że On za ciebie umarł? nie możesz tego zrozumieć? to chyba nie podlega normalnym prawom, jest niemożliwe do zrozumienia. czy za nie nikt nie zaofiarował swojego życia? i jak to działa? przecież ty jesteś nic nie warta, co udowadnia ci każdy kolejny dzień, a jednak nadal jesteś i trwasz....czy kiedyś to zrozumiesz?