poniedziałek, 28 lutego 2011

tak

pie jesu

tak i dziś było pięknie i tak się wspaniale śpiewało. nauczę się i tego :) nie jest takie trudne, a ile radości :)
oby tak zawsze się czuć, każdego dnia. nie czuć tej pustki i rozpaczy. gdy śpiewanie daje spełnienie, cały świat jest piękniejszy. i postanowienia są łatwiejsze i z pewnością ich dotrzymanie jest bardziej możliwe....
tak będzie, jak chcę, jeśli tylko będę mogła śpiewać

sobota, 26 lutego 2011

czy ...................

czy gdybyś wiedziała, że twoje życie będzie wyglądało tak, jak wygląda, czy coś byś w nim zmieniła? tak. chciałabyś byś albo kimś innym, albo cofnąć się w czasie i zmienić 99% decyzji, które w życiu podjęłaś. dlaczego tylko jedna decyzja była słuszna? a i tak to, co dobrze, obróciło się przeciwko tobie?
czy gdybyś kiedyś wiedziała, że wasza miłość tak się skończy, uznałabyś ją wartą marzeń? na 100% kochasz Go nadal...i zawsze będzie z tobą. to jest jedna jedyna stała w twoim marnym życiu....

poniedziałek, 21 lutego 2011

"home is not a house..."

so what the fuck is it?????!!!!!!!!!!
jak dla ciebie, nie istnieje coś takiego jak dom. twoim domem był On, mieszkałaś sobie w Jego sercu, było ci ciepło, przytulnie i bezpiecznie...a teraz - mijają prawie trzy lata, a ty nie możesz przestać płakać. ciągle widzisz coś, co ci się z Nim kojarzy i pokazuje ci, jak wiele straciłaś...nigdy nie będzie tak samo i nigdy nie będziesz miała szans na szczęście....
powinnaś zgodnie ze stereotypem umrzeć zaraz za Nim w ciągu roku....czy to kwestia Rodziców, których obecność ciągle cię przy życiu trzyma? co będzie, jak Ich nie będzie? czy wtedy odejdziesz, bo już dla nikogo nie będziesz ważna? czy masz prawo kiedyś znowu być szczęśliwa, czy zawsze będziesz płakać? i udawać, że wszystko w porządku przed światem?
czy twoim domem jest komputer? bez sensu

niedziela, 20 lutego 2011

kropla goryczy

czasem ktoś powie jedno słowo, jedno zdanie...przełykasz je i starasz się zapomnieć, że zakłuło...potem znów słyszysz coś, co rozwierca trochę to ukłucie...i wreszcie coś drobnego, niewielkiego powoduje, że rana zaczyna krwawić. tak naprawdę ta ostatnia kropla, która przepełniła czarę jest najmniejszą a najistotniejszą, bo po niej już jest znowu ciemność....
w tej ciemności jest tylko smutek, w tej ciemności tylko tęsknisz...tam jest żal, smutek, poczucie winy...tam wierzysz, że źle robisz próbując się śmiać. to nieważne, że teraz twoje oczy nadal są smutne, udaje ci się stwarzać pozory śmiechu....ale i tak czujesz się winna, bo nie powinnaś móc się śmiać.
jest ci źle. nie potrafisz zrobić nic, co mogłoby ci udowodnić, że jesteś coś warta. nawet nie jesteś zdolna zrobić tego, co od ciebie zależne....
nie potrafisz spełnić własnych marzeń. boisz się ich i nie wierzysz, że możesz je spełnić. bo marzenia, a szczególnie twoje marzenia są głupie i nierealne....nie jesteś warta tego daru...

sobota, 19 lutego 2011

czwartek, 17 lutego 2011

charlie's nightmare

nie lubię współczesnej muzyki poważnej...no, nie lubię, dziś się upewniłam w tym twierdzeniu...
w końcu nie to jest dobre, co dobre, tylko to, co się komu podoba. a ja lubię to, co mi się podoba. to, czego dziś słuchałam, mi się nie podoba, więc i nie lubię.
pan mi zepsuł lubienie klarnetu, pani saksofonu. jedna wielka kakafonia...to coś z klarnetem miało w nazwie "taneczne". no, ja chciałabym zobaczyć tego, co do tego czegoś zatańczy....
przy saksofonie ratowałam się bogatą wyobraźnią. ta jednak podsunęła mi przed oczy jedynie (wg kolejności wystąpienia): syrenę straży pożarnej jadącą o 5 rano uliczką pod moim domem, trąbiące na siebie tiry na trasie, ucieczkę gromady wiewiórek przy pożarze lasu i na koniec ucieczkę słoni sprzed wodopoju....całość nazywała się "charlie's dream"...ja pierdzielę, ten charlie to ma koszmary. całość mogłaby dostać nawet oscara, gdyby była muzyką do filmu "screaming freddie kruger in halloween". sama bym na nich głosowała.
koszmarek. aha...i jeszcze to czwartkowy wieczór muzyczny, na który chodzą dzieci szkolne....no przepraszam, ale gdyby ktoś mnie tam zagonił w czasach szkoły, to trauma na całe życie, do filharmonii w życiu bym nie weszła....całość zepsuła już odbiór drugiej części, która nawet fajna była....

niedziela, 13 lutego 2011

king's speech

to jeszcze jeden, obejrzany ostatnio film. mnóstwo nominacji do oscara. i wychodzi na to, że zasłużonych. bo tak naprawdę film długi, nic, absolutnie nic się w nim nie dzieje, a człowiek nie potrafi się oderwać od niego. ta wspaniała gra dwóch silnych aktorów. niesamowite wrażenie. rush jako zwykły syn browarnika strofujący przyszłego króla i traktujący go wreszcie jak zwykłego człowieka....coś pięknego. właściwie cały urok filmu polega na interakcji między tymi dwoma postaciami. mogłoby nie być wydarzeń w tle, wystarczają oni sami. za wisienkę na torcie robi helena bonham-carter, jak zwykle kameleon, inna w każdej z ról, w których jest szansa ją obejrzeć...
kolejny obraz, który polecam, choć pod koniec pozostawia smętne wrażenie skupienie się na królu i jego ułomności zamiast na wojnie, która za chwilę zniszczy połowę cywilizowanego świata...no cóż, ale w końcu film nie miał być o wojnie....
z czystym sumieniem - wypad do kina!

piątek, 4 lutego 2011

tym razem cytat bachorka z bachorka

"samotność to wtedy kiedy nikt nie czeka na lotnisku, dworcu..."
bullshit bachorek:(
samotność jest wtedy, kiedy spędzasz każdy kolejny dzien i wieczór i noc bez Niego, pamiętając jak dobrze było z Nim...samotność jest wtedy, kiedy nie masz z kim napić się wina i obejrzeć durnego filmu....samotność jest wtedy, kiedy zdarzy ci się coś dobrego i możesz Mu to tylko napisać w postaci listu, którego nigdy nie dostanie i nie masz nikogo, komu możesz się pochwalić i kto podzieli twoją radość i będzie cieszył się razem z tobą....samotność jest wtedy, kiedy zdarzy ci się coś złego i nie masz komu się wypłakać i opowiedzieć, jak jest ci źle bo tak naprawdę, odkąd On umarł, nie ma nikogo, kto by zrozumiał, jak to dla ciebie ważne...samotność jest wtedy, kiedy nikt nie dzieli z tobą swoich sukcesów i nie potrzebuje pociechy przy porażkach...to jest samotność....

czwartek, 3 lutego 2011

turysta

anjelina jolie i johny depp - brzmi dobrze...no, może nie dobrze, ale z pewnością ładnie....chociaż ja wiem....vanessa podkarmiła trochę naszego edwarda nożycorękiego...
spotkanie z anjeliną zapowiada z pewnością akcję, sensację i to, że będzie na co popatrzeć. johny zawsze zapewniał coś dziwnego...tym razem się dostosował....ale nie było źle. wesoło chociaż, swobodnie. po ostatnio obejrzanym "łabędziu" tym razem było to pure entertainment. gdyby nie to, że już po ich pierwszym spotkaniu główne rozwiązanie intrygi było już oczywiste. ale to też nie było tak złe. a poza tym jedna rzecz cię jednak zaskoczyła. w końcu poszłaś pooglądać coś, przy czym nie musisz za mocno używać swoich szarych komórek - niech też mają ferie :) a widok podpasionego deppa biegającego po dachach wenecji w pidżamce w paseczki - bezcenny. choćby dlatego było warto :)
generalnie proste kino, z akcją i nie wymagające zbytniego wysiłku intelektualnego a pozostawiające uczucie dobrej rozrywki.

wtorek, 1 lutego 2011

czy

-czy można żyć ze złamanym sercem?
-można
-czy jest to łatwe?
-nigdy
-czy po śmierci kochanka trzeba umrzeć?
-nie trzeba
-czy tak byłoby lepiej?
-nie wiem...
-czy życie, jeśli nie umarłaś bez Niego jest normalne?
-nie
-czy da się pozbierać?
-podobno
-czy już ci się udało?
-nie
-czy uda ci się kiedyś?
-nie wiem
-a jak myślisz?
-wątpię, ale staram się
-to staraj się mocniej