niedziela, 13 lutego 2011

king's speech

to jeszcze jeden, obejrzany ostatnio film. mnóstwo nominacji do oscara. i wychodzi na to, że zasłużonych. bo tak naprawdę film długi, nic, absolutnie nic się w nim nie dzieje, a człowiek nie potrafi się oderwać od niego. ta wspaniała gra dwóch silnych aktorów. niesamowite wrażenie. rush jako zwykły syn browarnika strofujący przyszłego króla i traktujący go wreszcie jak zwykłego człowieka....coś pięknego. właściwie cały urok filmu polega na interakcji między tymi dwoma postaciami. mogłoby nie być wydarzeń w tle, wystarczają oni sami. za wisienkę na torcie robi helena bonham-carter, jak zwykle kameleon, inna w każdej z ról, w których jest szansa ją obejrzeć...
kolejny obraz, który polecam, choć pod koniec pozostawia smętne wrażenie skupienie się na królu i jego ułomności zamiast na wojnie, która za chwilę zniszczy połowę cywilizowanego świata...no cóż, ale w końcu film nie miał być o wojnie....
z czystym sumieniem - wypad do kina!

Brak komentarzy: