środa, 31 października 2012

spychologia stosowana

jak to się dzieje? niezależnie od tego, jaki jest ustrój, czy rzecz jest państwowa, czy prywatna, nadal istnieje to powszechne zjawisko.
*****
- mogę się z wami bawić?
- zapytaj jacka (bo w domyśle ja się z tobą bawić nie chcę, ale wolę ci tego nie mówić, może ktoś inny ci powie)
- jaaaaaceeeeeeeek, mogę się z wami bawić?
- no....eeeeee....nie wiem, zapytaj......
to poziom przedszkolno-podwórkowy. potem się dorasta i nic się nie zmienia
*****

- czy możemy mieć dziś godziny rektorskie?
- po co?
- bo jutro święto, a późno kończymy i chcemy do domu pojechać, bo nie jesteśmy z tego miasta
- nie możecie
- ale pierwszy rok może
- bo oni złożyli podanie
- ale my też
- ale za późno
- ...
- nie ma godzin rektorskich, niech wykładowca zdecyduje, czy możecie iść....

i w ten piękny sposób wykładowca znów robi za czarownicę, która wymaga i nie chce zwalniać z zajęć. eh....

z optymistycznym pozdrowieniem odpalam miotłę i lecę odwiedzić groby bliskich.....

wtorek, 30 października 2012

nie to nie...

...łaski bzzzz.....
czy to jest to samo, co "poddaję się". chyba nie. bo poddanie się jest jakimś tam załamaniem się. a "nie to nie" jest ograniczeniem sobie bólu i rozczarowań. już w tak wielu rzeczach to zrobiłaś i sprawdziło się. kiedy stwierdziłaś, że "nie to nie", obudziły się w tobie mechanizmy obronne i spowodowały, że nie cierpisz tak bardzo. czasem jakieś wydarzenie przypomina to, czego pragnęłaś, a co nie ma szans się zdarzyć i wywołuje łzy, żal i rozczarowanie, ale w większości przypadków to działa. w tym przypadku też zadziała. jak stwierdzisz, że nie i nie chcesz już więcej czekać, marzyć i liczyć na coś, a potem tylko się rozczarowywać. pewnie czasem też zaboli ale nie za każdym razem.
to w sumie niczyja wina, że nie dostajesz od losu tego, co pragniesz a to, co nie sprawia ci takiej radości. co gorsza, często dostajesz to, co przypomina ci o jednej z większych porażek życia.......trudno się mówi - shit happens.....ale może to zadziała. przecież w innych sprawach działało....może i teraz tak będzie

wtorek, 16 października 2012

kiepska rasa

cóż takiego, dziwnego dzikiego i głupiego zarazem, tkwi w nas, ludziach, że mamy ciągłą potrzebę sprawdzania się. na wszystkich frontach. obiecujemy sobie, że ten ostatni raz będzie tym naprawdę ostatnim i to on właśnie upewni nas o tym, że jesteśmy coś warci. i z tą determinacją przemy do końca, nie zważając na nic, byle tylko się udało. jak się uda, to skaczemy do góry z radości (na bazie ostatnich rekordów kosmiczno - skakanych - możemy skakać i w dół), płaczemy ze szczęścia, wierzymy, że to już jest to i .....poszukujemy nowego celu, który byśmy mogli zrealizować. zapominamy o całej radości i satysfakcji płynącej z poprzedniego rekordu, kiedy udało nam się sprawdzić i martwimy się, że tym razem na pewno się nie uda. ale jak się uda, to już będzie to....i tak oborot i wkoło macieju, ciągle i ciągle tak samo.
nie potrafimy cieszyć się z małych sukcesów i przeżywać ich długo.
ale kiedy tylko mamy jakikolwiek problem, to rośnie on do rangi tragedii narodowej i czegoś, co sprawia, że jesteśmy nic nie warci.  i niemożność zrealizowania jakiegoś wydumanego pomysłu, na który nigdy nie było szans sprawia, że siadamy cichutko w kąciku, zaszywamy się w norkę i rozpaczamy, że to nie ma sensu i nic się nie uda....eh, głupia ta rasa......

poniedziałek, 8 października 2012

karmo - ty suko

podobno karma zawsze za wszystko zapłaci....to jednak naprawdę chyba masz coś z hitlera, albo to jednak jest wielki bullshit...
miało być optymistycznie....ale....miało...to było wczoraj. to był dzień, kiedy pełna byłaś euforii, że jednak sobie ze wszystkim poradzisz, że możesz zrobić wszystko. przecież przebiegnięcie 10 km przy twojej wadze to cud natury. a jeszcze zmieściłaś się w przewidywanym czasie, nawet z niezłym zapasem.....ale ta cała euforia wyparowała....nawet nie wiadomo kiedy i gdzie. gdzie? pewnie poszła gdzieś w jesień w tę pogodę powodującą ból głowy i w zimno, ciemno i wiatr....a kiedy? tak powoli już wczoraj chyba. bo znów masz wrażenie, że jesteś nieudacznikiem, któremu w życiu nie ma prawa nic się udać. a jeśli chwilowo wydaje ci się, że jest dobrze, to tylko dlatego, że przez moment przestajesz walczyć. a tak. o wszystko musisz się bić, wydzierać życiu pazurami i zębami. nic nie przychodzi do ciebie. i nic nie jest takie, jak byś chciała. twoje pasje nie pokrywają się z umiejętnościami, co powoduje wieczne rozczarowania. twoje ambicje również nie mogą pozwolić, aby umiejętności do nich doskoczyły. pewnie najłatwiej byłoby zrezygnować ze wszystkiego i wtedy mieć w nosie. ale tak też nie potrafisz. sucks.......