cóż takiego, dziwnego dzikiego i głupiego zarazem, tkwi w nas, ludziach, że mamy ciągłą potrzebę sprawdzania się. na wszystkich frontach. obiecujemy sobie, że ten ostatni raz będzie tym naprawdę ostatnim i to on właśnie upewni nas o tym, że jesteśmy coś warci. i z tą determinacją przemy do końca, nie zważając na nic, byle tylko się udało. jak się uda, to skaczemy do góry z radości (na bazie ostatnich rekordów kosmiczno - skakanych - możemy skakać i w dół), płaczemy ze szczęścia, wierzymy, że to już jest to i .....poszukujemy nowego celu, który byśmy mogli zrealizować. zapominamy o całej radości i satysfakcji płynącej z poprzedniego rekordu, kiedy udało nam się sprawdzić i martwimy się, że tym razem na pewno się nie uda. ale jak się uda, to już będzie to....i tak oborot i wkoło macieju, ciągle i ciągle tak samo.
nie potrafimy cieszyć się z małych sukcesów i przeżywać ich długo.
ale kiedy tylko mamy jakikolwiek problem, to rośnie on do rangi tragedii narodowej i czegoś, co sprawia, że jesteśmy nic nie warci. i niemożność zrealizowania jakiegoś wydumanego pomysłu, na który nigdy nie było szans sprawia, że siadamy cichutko w kąciku, zaszywamy się w norkę i rozpaczamy, że to nie ma sensu i nic się nie uda....eh, głupia ta rasa......
O kruchości świata
7 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz