czwartek, 1 lipca 2010

dbamy o klienta

Leżysz sobie na plaży, akurat w tym roku padło na fragment wybrzeża Bałtyku w krynicy. Jest miło, ciepło, słońce grzeje, morze szumi i….no właśnie, zawsze znajdzie się jakieś „ale”. Cóż tym razem? Otóż, dbałość właścicieli i zarządzających terenami nadmorskimi o klienta, który, nie ukrywajmy, utrzymuje tychże właścicieli. Przyjeżdżasz do ośrodka, o którym doskonale wiesz, że nie należy do takich, najwyższych lotów. Ale wiesz o tym, bo spędzałaś tu wakacje roku temu. Ale ponieważ ośrodek jest 50 metrów od morza, zgadzasz się na to z pełną świadomością w co się pakujesz. Przecież tak naprawdę w założeniu w pokoju masz zamiar spędzać niewiele czasu, bo przyjechałaś poprzebywać wreszcie nad morzem i na świeżym powietrzu. Obsługa w miarę miła, więc nie ma zbytnich problemów. Brudno też nie jest, karaluchy spod łóżka nie wychodzą, da się przeżyć. No i w tym punkcie kończy się twoje zadowolenie z organizacji…. Wychodzisz nad morze. Zdajesz sobie sprawę z tego, że z kąpielą w tym roku może być kiepsko, w końcu powódź było i ten cały syf znalazł się w Bałtyku. Ale zawsze przecież można pochodzić po wodzie. Na co bardzo liczysz. A tu…nad wodą widać kłęby zielonego śmierdzącego zielska, które przypłynęło razem z ostatnim sztormem. Przekonana, że skoro jesteś tu przed otwarciem sezonu, to za chwilę ośrodki nadmorskie zorientują się i puszczą traktor z grabiami, który syf zbierze….”liczcie na nas, powiedziały liczydła”…po kilku dniach glony zaczynają się rozkładać i śmierdzieć tak, że samo wejście na plażę odrzuca…. O chodzeniu brzegiem morza nie ma nawet co mówić, co kilka kroków trzeba się oddalić, chyba że ktoś czerpie perwersyjną przyjemność taplania się w śmierdzącym bagnie o konsystencji rozgotowanego szpinaku….ty do takich osób nie należysz, pomijając wszystko nie znosisz szpinaku….



Idziesz więc na promenadę w założeniu, że wakacje, czas wolny, odchudzanie też poszło na półkę, więc zafundujesz sobie gofra, albo jakiegoś loda…podchodzisz do stoiska, gdzie stoi lodówka, w niej lody gałkowe. Po kilku minutach ktoś z sąsiedniego stoiska woła: nie, proszę pani, dziś nie ma lodów, bo tego pana dziś nie ma…..hę, to te lody tak sobie drugi dzień stoją? No dobrze, odnotowujesz w pamięci, żeby raczej nie korzystać z tych lodów, salmonella stanowi ten urok wakacji, który masz nadzieję sobie oszczędzić. Idziesz do następnego miejsca, zamawiasz gofra… dostajesz wielgachnego, pół-surowego gofra z mnóstwem dodatków na malutkiej tacce, z której to wszystko spada….ale chociaż dodatków nie żałowali…


Parę innych takich kwiatków jeszcze było, między innymi wersja plaży przez nikogo nie sprzątanej. Ok, turysta syf po sobie zostawia, wszystkich nie nauczysz porządku, kulturę się podobno z domu wynosi, ale czy to przypadkiem nie należy do kogoś, żeby tę plażę przygotować???? Pozostaje taki drobny niesmak. Wiadomo, kurort na turyście chce zarobić, opłaty klimatyczne, cena za kajzerkę z dwukrotnym przebiciem, pozostałe artykuły może nie aż taki narzut, ale jednak dużo droższe. Tak naprawdę każdy wyjeżdżający na wakacje musi się z tym liczyć. Ale czy wy, organizatorzy miejsc naszego wypoczynku, moglibyście się również z nami liczyć? Bardzo chętnie damy wam zarobić, ale oczekujemy troszeczkę szacunku, bo my na te pieniądze, które chcemy u was wydać, też ciężko pracowaliśmy….do zobaczenia za rok…na pewno nie w krynicy.


Brak komentarzy: