trochę wolnego zaowocowało spacerem do centrum, wszak drogę już znamy na pamięć i kolejnymi zakupami....oj, rośnie ten nadbagaż w walizkach, rośnie.....i oczywiście szybką kąpielą w basenie po powrocie. udało się też zaprzyjaźnić z panią sprzątającą pokoje. swoją drogą, jak one to robią, że nie ma nas pół dnia w pokojach, a wchodzą sprzątać w momencie, kiedy do tych pokojów wracamy.....czujnik jakiś mają, kiedy najwygodniej poprzeszkadzać? ale pani bardzo miła przybiegła na basen powiedzieć, że ktoś do ciebie dzwoni....olałaś ktosia, bo pewnie nadal numer nieznany :D
dziś też koncert teatralny. w miasteczku zwanym puebla znajduje się teatr miejski i tam chóry festiwalowe koncertują. my z kolumbią :) najpierw my, potem kolumbia a jeszcze potem wspólne zaśpiewanie "que chula es puebla", który chór mniej to umiał zaśpiewać? ciężko powiedzieć, my chociaż mamy wytłumaczenie, że język nie ten :p...swoją drogą nadal nie wiesz, co znaczy "chula"...ha! jest
miało być chyba drugie znaczenie, ale pierwsze fajniejsze :) szczególnie ta bezwstydna :)
dwóch muzycznie wykształconych satyrów robiło muppet show na balkonie w trakcie próby, a kilku chórzystkom nie udało się dobiec na wspólne wykonanie :)
ale i tak fajnie było :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz