środa, 14 września 2011

ale meksyk - parte 3

w trzecim dniu pobytu wreszcie czeka na nas faktyczne otwarcie festiwalu, spotkania z wierchuszką, początek dyplomów, które potem trzeba będzie przewieźć jakoś do domu (czyli kolejny dodatkowy bagaż) i pierwsza meksykańska fiesta…..
do burmistrza jednak okazuje się, że z każdego zespołu może wejść tylko 10 osób, pozostałe idą pouprawiać „chopping”. ale wejście nie jest takie łatwe, bo  najpierw strażnicy muszą się upewnić, czy aby na pewno mamy prawo tam przebywać. Jak już się udaje, to góra przemów, przywitań, podziękowań a na koniec Haendel po raz pierwszy w międzynarodowym składzie…..


a później już piękne miasteczko zapotitlan salinas, gdzie każdy zespół we wspaniałej atmosferze śpiewał dwa utwory, wszyscy tańczyli i przebierali nogami w oczekiwaniu na „lunch wśród kaktusów”…to tam chyba miała miejsce rozmowa z basią t. na temat posiadania super ślicznej jaszczurki (naklejonej na lapka) i bezcenne pytanie basi: o rany, żywą masz?  J a wydawało by się, że nie blondynka J
jak już udało się wspiąć na wielką górę, która rosła z każdym krokiem wygłodzonych zespołów, nagroda była wspaniała. po raz pierwszy spróbowaliśmy meksykańskiego mole, tam kurczak to małe miki, ale mole, czyli sosik czekoladowy do tego kurczaka….mmmmmmm…… muzyka i tańce do późnego wieczora…przednia zabawa. nasza nowa przyjaciółka gloria poduczała nas tańczyć, ale pani, bądź co bądź 60letnia miała do tego kondycję lepszą niż my wszyscy razem wzięci….oj, wstyd wstyd…..



oh, no właśnie, przy przeglądaniu zdjęć skleroza została pognębiona….farby do twarzy to fajna rzecz, furorę zrobiłyśmy namalowanymi przez naszą artystkę flagami meksyku J


impreza nas tak nakręciła, że cała podróż z powrotem do hotelu przebiegła pod hasłem śpiewania wszystkiego, co nam do głowy przyszło…chyba nawet „ave maryśka” się tam znalazła….a to dopiero pierwsza feta była….
…a continuación

1 komentarz:

redknight42 pisze...

You are having too good a time!
Robert
x