czwartek, 31 grudnia 2009

recenzja avatar

piękny świat, w którym lud żyje w zgodzie z naturą, ziemia, po której stąpają jest święta, potrafią żyć rytmem natury...i wkracza człowiek "cywilizowany" i oczywiście, jak to zawsze bywa rozpieprza wszystko w drobny mak.....formuła stara jak świat i tak bardzo prawdziwa....znamy to już od kolumba albo i wcześniej...a teraz ubrali to w kostium bajki science fiction, dorzucili super efekty komputerowe, native mieszkankę mówiącą dokładnie z takim akcentem jak twoja bratowa (tajkę wzięli do roli, czy jak?), do tego świetna muzyka na wokalizach i efekt 3d....a, no i jeszcze jako wisienka na torcie sigourney....coś pięknego....to się nazywa kino. za taki film warto zapłacić te pieniądze, które kina sobie winszują....to trzeba oglądać na dużym ekranie z systemem surround....przeżycie niesamowite....dało ci tę wolność i zapomnienie o świecie, w którym żyjesz, którą daje ci śpiewanie...przez ponad dwie godziny znalazłaś się w innym świecie, przestałaś myśleć o rzeczywistości, problemach, depresjach i tym wszystkim, co cię martwi. jak przy śpiewaniu byłaś tylko ty i rzeczywistość wykreowana przez twórców filmu....coś wspaniałego....trzeba to powtórzyć

Brak komentarzy: